|
..................NPR - Naturalne Planowanie Rodziny................ ...........czyli seks bez antykoncepcji. Pytania, wątpliwości, stosowanie..........
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Karafka
za stara na te numery
Dołączył: 16 Cze 2006
Posty: 18908
Przeczytał: 7 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:25, 05 Lip 2008 Temat postu: małżeństwo - artykuł |
|
|
Kiedyś żyć bez siebie nie mogli, szaleńczo zakochani, dziś nie potrafią już żyć ze sobą, rozczarowani albo niemal obcy sobie. Małżonkowie po iluś tam latach. Namiętność trwa dwa, trzy lata, potem mija zmysłowy szał. Co wtedy pozostaje? Zamiast szukać nowych pożarów, można rozniecić ogień w dotychczasowym związku. Jak to zrobić?
Kiedy rozmawiam dziś z czterdziestolatkami o długim stażu małżeńskim, nabieram dla nich szacunku – mimo przeszkód i pokus, mimo wszelkich rozstaniowych ułatwień – jednak wytrwali! Jeszcze trzydzieści lat temu nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, a na szacunek zasługiwaliby raczej ci, którzy decydowali się – wbrew normie – zerwać destrukcyjne relacje. Zmiany zachodzą szybko i być może już niedługo trwanie w jednym małżeństwie będzie niezwykłą, nonkonformistyczną decyzją. A długoletnie pożycie spotka się z medalem za odwagę. Dziś rozstać się jest znacznie łatwiej niż kiedyś. Z kolei być razem przez lata – ciężej, zwłaszcza, że tych lat przy obecnej długości życia może być nawet i sześćdziesiąt! Przychodzi pierwsza, a potem kolejne zmiany w związku. On znów zaczytał się w gazecie i nie odpowiada na jej pytania. Ona jakoś mniej ochoczo słucha jego opowieści o pracy. Są tacy, którzy wyraźnie deklarują, że związek po zmianie ich nie interesuje. Gotowi są szukać od nowa, z inną osobą, tej samej namiętności i fascynacji. A ekonomiczne, społeczne, czy religijne powody utrwalające związek tracą na znaczeniu. Rozwód zaczyna się banalizować. Według niektórych, może on być udany, bezbolesny, dobrze zaplanowany.
Rozwód z klasą
Rodzice kilkuletniego dziecka przychodzą do psychologa. On – zadbany, z początkami nadwagi i łysiny. Ona – bardzo szczupła, wysoka, o delikatnej urodzie, apatyczna. On mówi stanowczo, patrząc prosto w oczy: – Najpierw chciałbym poinformować, że nie przyszliśmy tu dyskutować o rozwodzie. Nasz rozwód jest pokojowy, przebiega w dobrej atmosferze i bez kosztów psychicznych. Chodzi nam o dobro dziecka. Chyba zgodzisz się ze mną, Katarzyno?
Ona spuszcza wzrok: – No więc... tak... raczej... no tak... dobro dziecka... oczywiście, to jest najważniejsze.
On: – A zatem przystąpmy do rzeczy. Pytanie pierwsze: kiedy, zgodnie z najnowszą wiedzą psychologiczną, należy poinformować córkę, że się rozwodzimy? Córka, jak nadmieniłem wcześniej, ma lat pięć, jest dobrze rozwiniętym dzieckiem, mocno związanym emocjonalnie – jeśli wolno mi to ocenić – zarówno z żoną, jak i ze mną. Pytanie drugie: jakie przyczyny byłoby wskazane jej podać? Pytanie trzecie: czy córka może już zacząć się spotykać z moją obecną narzeczoną? Tu dodam, że narzeczona jest osobą taktowną i kulturalną.
Ona przerywa z nagłym ożywieniem: – To jeszcze się nie rozwiedliśmy, a ta mała biurewska cichodajka już awansowała na narzeczoną?
On: – Katarzyno, opanuj się, przecież uzgodniliśmy, że dla dobra wszystkich rozwiedziemy się bezkonfliktowo.
Ona: – Ale są granice obłudy.
On: – Obłudy?! A może kultury? Dla ciebie nie ma nic świętego, zawsze byłaś gotowa robić awantury przy obcych, albo przy rodzinie wystawiać mnie na pośmiewisko.
Ona: – Bo w cztery oczy nigdy mnie nie chciałeś słuchać.
On: – Nie słuchałem?! Chłopca na posyłki ze mnie zrobiłaś, a i tak ci było mało!
Ona: – Niby jak chciałam, żebyś do pralni chodził czy po zakupy, to moje posyłki były? A przypadkiem nie wspólne domowe sprawy?
On: – Pewnie, ja na zakupy, a ty po kominkach latałaś.
Ona: – Bo tylko na przyjaciółki mogłam liczyć, nie na ciebie. Jak byłam w trzecim miesiącu, to sobie na deskę pojechałeś.
On: – No wiesz! Taka małostkowość, po tylu latach. Jesteś kompletnie bez klasy!
Ona: – Z klasą to masz teraz tę swoją „narzeczoną”, co z tyłkiem na wierzchu lata!
On: – Najmocniej przepraszam za żonę. Doprawdy, w tych warunkach niełatwo o porozumienie, ale dla dobra dziecka jestem gotów znieść niejedno.
Małżeństwo było martwe
Nie warto się łudzić, że rozwód będzie dobry i łatwy. Nie da się po prostu wykasować małżeństwa: prawnie (a nawet – ostatnio coraz częściej – religijnie) owszem, można, ale psychologicznie – nie. Tożsamość obojga kształtowała się przez lata w oparciu o ten związek i konkretnego człowieka, którego kiedyś wybraliśmy z nadzieją i zaufaniem. Z rozwodem czy bez, i tak tego człowieka mamy w sobie na zawsze. Dlatego nie ma rozstania bez przeżycia swego rodzaju żałoby. Trzeba uznać, że się tę osobę kochało, ceniło i bardzo chciało z nią być, a wspólny czas przyniósł nam kiedyś wiele dobrego. A także – że część przyczyn rozstania jest po naszej stronie. Ten proces musi trwać. Paradoksalnie, rozstanie nie może się dopełnić, jeśli upieramy się, że jest ono bez znaczenia, bo przecież „nasze małżeństwo było martwe, od dawna nic nas nie łączyło”. Jeśli taka jest prawda, to tym boleśniejsza – trzeba odżałować, że było się przez lata w martwym związku z kimś, kto kiedyś był ważny.
Romantyczne kwiaty z klombu
Oczywiście, zamiast przeżyć – nawet jak najuczciwiej – żałobę po rozpadzie małżeństwa, lepiej jest stworzyć związek, który przetrwa. Czy mamy na to jakiś wpływ?
Para trzydziestoparolatków zgłasza się na konsultację małżeńską. Ona drobna, ruchliwa. On postawny, patrzy w okno. Ona gwałtownie wyrzuca z siebie ciągi słów: – To wizyta ostatniej szansy. Mam żyć obok, wolę sama. Albo z kimś innym. Policzyłam, proszę pani, że w ciągu ostatnich trzech dni mąż, tak sam z siebie, odezwał się do mnie cztery razy: dwa razy szło o dziecko, raz o rachunek za komórkę, raz chyba o pogodę. Ale poza tym nic. Ani jak się czuję, ani co tam w pracy, że dobrze wyglądam albo źle, nic, głucha cisza. Wytrzymałaby pani z kimś takim? Tak ma wyglądać małżeństwo?
Na to on: – Czy ja też mam coś powiedzieć, pani doktor? Szanowna małżonka jest tak skonstruowana, że nie może nawet przez piętnaście minut nic nie mówić, ciągle pyta, krzyczy, ma wieczne pretensje. Wyłączam się, bo co zrobić? Po pracy potrzebuję trochę spokoju, posiedzieć w ciszy, gazetę przejrzeć, coś w telewizji zobaczyć. Pyta pani, jak było, jak się poznaliśmy? No, to co innego, wtedy to była dziewczyna z temperamentem, iskierki w oczach, żywe srebro, ciągle coś wymyślała, człowiek się z nią nie nudził.
Ona: – Ty też byłeś zupełnie inny, zrównoważony. Wystarczyło, że na mnie spojrzałeś, od razu czułam się spokojniejsza. A teraz przez ciebie ciągle się denerwuję.
Można przypuszczać, że ci ludzie w rzeczywistości nie zmienili się zbytnio, on z tendencją do zamknięcia, wycofania, ona żywa i ekspresyjna. Ale to, co ich z początku pociągało, teraz stało się zarzewiem nieporozumień i złości. To się zdarza, częściej, niż bylibyśmy skłonni sądzić. Początkowa fascynacja nie gwarantuje udanego małżeństwa. Urzekł nas romantyczny chłopak zrywający dla nas w nocy kwiaty z klombu w parku miejskim? Niewykluczone, że za kilka lat, gdy stwierdzi, że zarabianie pieniędzy zabija fantazję, pożałujemy, że ojcem naszych bliźniaków nie został do obrzydliwości przyziemny syn sąsiadów. Czy możliwe, że ciągła bezradność żony („kochanie, coś mi nie idzie z tą pralką, zupełnie nie rozumiem, co oznaczają te literki w instrukcji...”) wzbudzała w nas kiedyś morze czułości?
Wiele małżeństw przechodzi drogę od intensywnej fascynacji do obojętnej nudy. Rozczarowani młodzi ludzie zastanawiają się, czy tak ma wyglądać reszta życia. Ci dziś znudzeni małżonkowie byli kiedyś w sobie szaleńczo zakochani. Nie pamiętają? To niemożliwe, a i trochę wstyd, że kiedyś było się tak bardzo oczarowaną tym nieciekawym facetem, którego aktywność ogranicza się do przełączania programów w telewizorze.
Prysły zmysły
Małżeństwo romantyczne, oparte na wiecznej miłości i seksualnej namiętności, to idea stosunkowo nowa. Przez setki lat takie pragnienia były realizowane poza małżeństwem lub przed jego zawarciem, a małżeństwo służyło bezpieczeństwu społecznemu. Dziś związek chłopaka i dziewczyny na ogół zaczyna się od romantycznej fazy uniesienia i seksualnego zauroczenia. Czas pasji i namiętności daje poczucie spełnienia, cementuje związek na przyszłość, dlatego im jest dłuższy, tym lepiej dla przyszłości pary. Z badań jednak wynika, że seksualna namiętność trwa około dwóch lat, wliczając fazę mniej intensywną – cztery. Potem priorytet energetycznej inwestycji zaczyna dotyczyć pracy, bogacenia się czy dzieci, a najważniejszym obszarem zażyłości, jeśli wszystko dobrze się układa, pozostaje seks. Dla niektórych jednak osłabnięcie zmysłowego szału jest nie do zniesienia i powtarzają z determinacją: „Nie jestem szczęśliwy(a), muszę odejść”. Można oczywiście zmieniać partnerów przez całe życie, w wiecznym poszukiwaniu upojnego dreszczyku, ale to kosztowne, kłopotliwe, a w ostatecznym rozrachunku mało satysfakcjonujące. Zamiast szukać nowych pożarów, warto sprawić, by iskra życia w związku wciąż się chociaż tliła.
Mąż jak własna ręka
Najpowszechniej jako czynnik konserwujący żywą namiętność wymienia się zachowanie odrębności partnerów. Osoby, które zbliżyły się do siebie aż tak, że jedna stała się częścią drugiej, są dla siebie jak własna ręka – niezbędne, ale niezbyt atrakcyjne. Jest to notabene częsty przypadek wśród par zadzierzgniętych wcześnie, na przykład w okresie licealnym, wspólnie dojrzewających i kształtujących się jak jedna osoba. W rezultacie współmałżonek może być spostrzegany bardziej jak siostra lub brat. Ważne, by nie stopić się do końca umysłowo, towarzysko, rodzinnie, ani fizycznie. Para z dziesięcioletnim stażem, która oznajmia: „Pracujemy razem, razem wychodzimy, wracamy do domu, a i tak wysyłamy sobie po kilkanaście esemesów dziennie”, prezentuje daleko posuniętą symbiozę i można sądzić, że ten brak odrębności prędzej czy później spowoduje kryzys. Lepiej nie oddawać się całkowicie i bez reszty, nie zalewać najbliższej osoby szczegółowymi opowieściami o przeszłości, nie dręczyć wielogodzinnymi poważnymi rozmowami, zadbać o oddzielną przestrzeń fizyczną, żeby móc się czasem od siebie odsunąć. Warto kultywować oddzielne zainteresowania, zachować swoich prywatnych znajomych, tak by wyważyć między niezależnością a intymną więzią.
Rendez-vous z żoną
Ale samo oddzielenie oczywiście nie wystarcza. Dystans jako wyłączny sposób na bycie ze sobą raczej rozbija związek, niż wzmacnia. Mąż na małżeńskim spotkaniu mediacyjnym pyta, dlaczego od czasu, kiedy studio projektanckie żony zaczęło wreszcie przynosić dochody, całe pieniądze przeznacza ona na swoje wydatki i inwestycje. – Bo ja przez cztery lata siedziałam w domu z dziećmi, nie pracowałam, nie mogłam zgromadzić kapitału – odpowiada żona. Mąż zdumiony: – Ale ja przecież jak pracuję, to nie gromadzę żadnego kapitału, tylko wszystko daję na dom i rodzinę. Ona na to: – A to już twoja sprawa, jak gospodarujesz swoimi pieniędzmi.
Dla przetrwania pary – oprócz odrębności – niezbędne jest, by stworzyła ona swoistą intymność. Intymność, zażyłość to podstawowe czynniki wiążące parę nawet po osłabnięciu intensywnej namiętności. Oznaczają one bliską wspólnotę, opartą na bazie dobrej wzajemnej znajomości. Dobra para ma własne rytuały („raz w tygodniu urywamy się z pracy i umawiamy, jak para zakochanych, w malutkiej kawiarence”), tradycje („w rocznicę naszego poznania oglądamy zawsze jakiś film Altmana, bo pierwszy raz razem poszliśmy do kina na »Pret-a-Porter«”) i mity („jego babcia i mój dziadek pochodzą z tej samej miejscowości, całkiem możliwe, że znali się jako dzieci”). Wieloletnie pary mają swój wewnętrzny świat, ukryty nawet przed najbliższymi, również przed dziećmi. To tworzy ekscytujące poczucie więzi i wyjątkowości, które łączy się z fascynacją erotyczną i nie pozwala jej ulec wyjałowieniu.
Trudno o receptę na dobry związek. Każda para jest inna. Większe szanse na trwanie ma jednak taki związek, w którym partnerzy nie zniechęcają się spadkiem początkowej namiętności. Zachowują swoją niezależność. Budując bliską intymną więź, nie stapiają się z partnerem, nie tracą swojej odrębności. Są wciąż ciekawi siebie nawzajem. Mają wspólne rytuały i rzeczy, które lubią robić razem. Takie małżeństwo potrafi przetrwać kryzys. Nie tylko własny, ale i cywilizacyjny.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
AnnaMaria
za stara na te numery
Dołączył: 01 Lip 2006
Posty: 2684
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 15:56, 05 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
mądry artykuł...
|
|
Powrót do góry |
|
|
mk,
za stara na te numery
Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 6818
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: podkarpackie
|
Wysłany: Sob 19:56, 05 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
wow
|
|
Powrót do góry |
|
|
espree
za stara na te numery
Dołączył: 17 Cze 2006
Posty: 10164
Przeczytał: 5 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 21:09, 05 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
dobre
skąd to?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karafka
za stara na te numery
Dołączył: 16 Cze 2006
Posty: 18908
Przeczytał: 7 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 22:10, 05 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
dostalam mailem
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mag_dre
za stara na te numery
Dołączył: 01 Lip 2006
Posty: 2690
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:55, 06 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
AnnaMaria napisał: | mądry artykuł... |
ano mądry, mądry
|
|
Powrót do góry |
|
|
szarotka
za stara na te numery
Dołączył: 08 Sty 2008
Posty: 2686
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 14:15, 07 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
szkoda tylko, ze raczej w duchu rozwodu, a nie trwania do końca
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 - 2005 phpBB Group
Theme ACID v. 2.0.20 par HEDONISM
|