 |
..................NPR - Naturalne Planowanie Rodziny................ ...........czyli seks bez antykoncepcji. Pytania, wątpliwości, stosowanie..........
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kukułka
za stara na te numery
Dołączył: 19 Gru 2006
Posty: 25854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:20, 14 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
okoani napisał: |
Skoro chcesz żyć tylko i wyłącznie religią, to wstąp do klasztoru albo po prostu żyj we wspólnotach świeckich, ale nie pakuj się w małżeństwo! |
tu sie nie zgodzę, bo do takiego zycia tez jets potrzeban zDROWa tozsamosc religijna i plciowa, bo to tez ma byc realizacja powolania, a nie droga ucieczki. cokolwiek susa wybierze, nie mzoe podjac zadnej decyzji, poki nie bedzie w miare wyleczona
bo w sytuacjach zyciowych/duchowych zawirowna i braku dobrej informacji/rozeznnia o danym powolaniu decyzji podjac nIE wolno. ZADNEJ DECYZJI NA STALE O WYBORZE DROGI ZYCIOWEJ nie wolno wtedy podjąc
Cytat: |
Rozróżnienie między tym pragnieniem a lękiem jest największą trudnością w rozeznaniu powołania. Lęk jest pewnym zdeformowanym pragnieniem, zniekształconym pragnieniem. Nierzadko nasze pragnienia bywają uwikłane w nasze lęki: lęki o siebie, o swoją przyszłość, lęki przed innymi, lęki przed odpowiedzialnością za życie. Życie jest wartością, która jest nam najbliższa, najdroższa i dlatego często się o nią boimy.
Bóg komunikując nam nasze powołanie nigdy nie odwołuje się jednak do naszych lęków. Lęk nie jest źródłem powołania. Powołanie i lęk to dwie wrogie sobie rzeczywistości. Lęk paraliżuje powołanie. Uniemożliwia jego odczytanie i uniemożliwia też decyzję życia nim. Aby odkryć powołanie, trzeba wyzwolić się z lęku. Na początku rozeznawania powołania należy najpierw zdemaskować lęk i podjąć stały wysiłek, aby go pokonać w sobie. Ważnym kryterium autentyzmu powołania jest zawsze wyzwolenie się z lęku. Powołanie daje też moc do przekraczania go. I tak np. kiedy dziewczyna - zraniona brutalnością swego ojca i doświadczająca lęku przed zaufaniem mężczyźnie - zakochuje się i odkrywa powołanie do małżeństwa, będzie w stanie pokonać ów lęk.
Autentyczne powołanie przeżywamy w relacji do Boga i jest ono zawsze większe od człowieka i jego lęków. Bóg, który powołuje, jest też zawsze większy od zatrwożonego ludzkiego serca. Siła i odwaga na drodze do pokonania trudności w realizacji powołania jest ważnym kryterium jego autentyczności.
Czy są jeszcze jakieś inne kryteria?
Innym ważnym kryterium rozeznania powołania będzie zawsze hojność i wielkoduszność na modlitwie, w korzystaniu z sakramentów świętych, w otwieraniu się na natchnienia Boże, szczerość w kierownictwie duchowym. Dalszym kryterium autentyczności powołania jest także otwarcie się na bliźnich. Powołanie, jakim Bóg nas obdarza, jest zawsze skierowane ku drugiemu. Bóg nie powołuje nas tylko dla siebie samego, ale także dla wspólnoty Kościoła, dla braci.
To, o czym Ojciec mówi - wyzwolenie się z lęku, hojność wobec Boga, pokonywanie egocentryzmu - to kryteria wewnętrzne. W grupach Odnowy często mówi się o znakach towarzyszących powołaniu, mam na myśli znaki zewnętrzne...
Istnieją oczywiście także znaki zewnętrzne powołania. Człowiek jest nie tylko istotą duchową, ale także cielesną i zmysłową, i dlatego też Bóg wspiera nierzadko naszą niepewność w powołaniu bardzo mocnymi znakami zewnętrznymi. Aby potwierdzić nasze pragnienia wewnętrzne, Bóg może posłużyć się praktycznie każdym znakiem zewnętrznym. Decydujące jest jednak zawsze pragnienie wewnętrzne.
Jeżeli zarówno znaki zewnętrzne, jak i pragnienia wewnętrzne, pochodzą od tego samego Ducha Świętego, to mogą się jedynie wzajemnie uzupełniać i potwierdzać. Sprzeczność między znakami zewnętrznymi i pragnieniami wewnętrznymi byłaby sygnałem, że znaki lub też pragnienia są nieautentyczne. To stwierdzenie opieramy na przekonaniu, że Bóg w swoim działaniu jest zawsze spójny i "logiczny".
Czy mógłby dać Ojciec jakiś przykład znaków zewnętrznych w powołaniu?
Istnieje ogromna różnorodność znaków zewnętrznych w przeżywaniu powołania. Z pewnością takim znakiem może być spotkanie z ważnym dla nas człowiekiem, z autorytetem. Ale znakiem może być także spotkanie z człowiekiem ubogim. Kiedyś w kierownictwie duchowym jeden z penitentów wspominał o tym, iż decydujące dla jego powołania było spotkanie z człowiekiem z marginesu społecznego. Krótka rozmowa z nim naprowadziła go na wewnętrzne pragnienie poświęcenia się służbie biednym.
Celowo nie chciałbym rozbudowywać tej odpowiedzi podając zbyt wiele przykładów znaków zewnętrznych. Jeżeli w rozważaniach o powołaniu zbytnio podkreśla się przede wszystkim znaki zewnętrzne, to ludzie zagubieni wewnętrznie mogą nieraz przeakcentowywać ich rolę; mogą próbować podpierać się zbytnio znakami zewnętrznymi. W ważnych powołaniach życiowych konieczną rzeczą jest wyjście z niezdecydowania i niepewności.
Rozeznanie powołania - tego zasadniczego i tych, które wyłaniają się przed nami w ciągu życia - nie jest więc sprawą prostą. Jakie warunki musimy spełniać, aby rozeznać powołanie?
Podstawowym warunkiem rozeznania powołania jest rozeznanie naszego związku z Bogiem - rozeznanie i pogłębianie rzeczywistego pragnienia Boga i Jego woli. Nie ma powołania bez szukania Boga i Jego woli. Powołanie jest najpierw wolą Boga, darem Boga. Nie można przyjąć powołania, nie przyjmując Dawcy. Karykaturą powołania jest nieraz to, że chcemy przyjąć pewną funkcję, rolę w Kościele, ale nie przyjmując Tego, który ją nam powierza. Wielką pomyłką byłaby więc np. chęć bycia księdzem czy zakonnikiem bez głębokiego intensywnego szukania Boga i Jego woli. Ważnym warunkiem powołania jest także przejrzystość w świecie własnych odczuć, natchnień i potrzeb. Stąd też -jak mówiliśmy wcześniej - do realizacji powołania konieczne jest wyzwolenie się z lęku. Warunkiem realizacji powołania jest też rozeznanie zasadniczych dyspozycji, potrzebnych do jego wypełnienia. Każdy rodzaj powołania wymaga odpowiednich dyspozycji. I tak np. powołanie zakonne domaga się umiejętności życia we wspólnocie, dostosowania się do reguł wspólnoty. Skrajny indywidualizm byłby sprzeczny z życiem zakonnym.
I oczywiście nie możemy powołania rozeznawać sami...
Człowiek nie powinien sam rozeznawać swoich dyspozycji do wypełnienia powołania. Chrześcijanin otrzymuje powołanie w Kościele. Stąd też warunkiem realizacji powołania jest przyjęcie pomocy Kościoła. To sam Duch Święty daje pragnienie powołania, ale ten sam Duch Święty udziela jednocześnie światła "przedstawicielom" Kościoła do rozeznania go. Duch Święty działa zarówno w powołanym, jak i w tych, którzy są odpowiedzialni za powołania w Kościele.
Na zakończenie kwestia, która może nurtować wielu z nas. Co w wypadku gdybyśmy nasze powołanie rozeznali błędnie?
Są pewne powołania, co do których naprawdę nie można się pomylić. O pewnych decyzjach powołania można powiedzieć tak, jak mówi się w wojsku - "saper myli się tylko raz". W zasadniczych powołaniach życiowych - w powołaniu do stanu kapłańskiego, małżeńskiego czy zakonnego, także "człowiek myli się tylko raz". Za taką pomyłkę płaci się bardzo wysoką cenę. Nieraz tę wysoką cenę płacą inni, np. w pomyłce wyboru współmałżonka(i) wysoką cenę zwykle płacą dzieci.
Kiedy jednak rozeznajemy nasze powołanie w Bogu i z Bogiem, kiedy szukamy najpierw Jego woli, a dopiero później tego, co mamy "konkretnie" robić w życiu, jaki stan wybrać, wówczas pomyłka jest po prostu niemożliwa.
Pomyłka w rozeznaniu powołania wynika zawsze z samowoli człowieka, który nie liczy się z Bogiem, ale idzie "własną drogą", za własnymi upodobaniami i pragnieniami. Pamiętam sytuację kobiety, która z uczuciem goryczy wspominała, w jaki sposób "dokonała wyboru" swojego męża. Poznała pewnego bardzo atrakcyjnego mężczyznę, który bardzo podobał się jej fizycznie. "Walczyłam o niego z innymi dziewczynami i wygrałam, ale na swoją zgubę - mówiła z bólem. Dziś wiem, że byłam w swoim wyborze nieuczciwa". Kiedy człowiek jest nieuczciwy w wyborze swojego stanu życia, w wyborze partnera życiowego - ryzykuje, że dokona błędnego rozeznania.
Trzeba nam wierzyć, że rozeznając uczciwie - z Bogiem i z pomocą Kościoła - przyjmujemy zawsze "tylko" to (a raczej "aż" to), co Bóg przygotował dla nas. A dar Boga, który przyjmujemy i wcielamy w życie,, nigdy nie jest pomyłką. |
[link widoczny dla zalogowanych]
Ostatnio zmieniony przez kukułka dnia Nie 11:20, 14 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
susa
posiadacz wiedzy tajemnej NPR
Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 1135
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:21, 14 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
kukułka napisał: | susa napisał: | Ja stawiam to za warunek konieczny przynależność do Domowego Koscioła jeśli planowałabym ślub. Jeśli tego warunku by nie było, nie było by małżeństwa, a tym bardziej seksu.
|
to twoje slowa, a jednoczesnie w innym poscie piszesz, ze Dk nie jest dla Ciebie warunkiem koniecznym. no to o co ci wlasciwie chodzi? |
Bo pod pojęciem "Domowy Kościół" rozumiem, wspólnotę całego życia i miłości, w której razem wzrasta się w wierze i miłości i dąży do Boga. Przynależność do konkretnej wspólnoty nie jest dla mnie istotna, najistotniejsze jest by ten warunek został spełniony, by małżonkowie wspólnie poszukiwali Boga, modlili sie i to nazywam "Domowym Kościołem"
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ania M
z NPR za pan brat :P
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 166
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Nie 11:23, 14 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
susa napisał: |
Jeśli chłopak, obiecywał by mi przed ślubem, że będziemy w takiej wspólnocie Domowego Kościoła, a potem powiedział, ze mu się nie chce czy mogłabym złożyć wniosek o stwierdzenie małżeństwa za nie ważnie zawarte, bo żeby uzyskać zgodę małżeńską zostałam wprowadzona w błąd. Rozważałabym taką możliwośc a co na to prawo kanoniczne? |
w przysiędze małżeńskiej nie ma nic o przynależności do wspólnoty więc jeśli on zmieni zdanie to nie ma to nic do ważności małżeństwa. Co innego zatajenie choroby psychicznej albo zawieranie małżeństwa pod presją.
Poza tym każdy człowiek jest wolny i nie możesz mu narzucić bycia we wspólnocie. A zaciągnięcie go tam siłą tylko rozbije wasze małżeństwo.
Powiem więcej jeśli bycie w DK miałoby rozbijać wasze małżeństwo (bo on się będzie czuł przymuszony) to lepiej dla Waszej relacji ze sobą i Bogiem żebyście NIE BYLI WE WSPÓLNOCIE.
Czy on w ogóle będzie miał coś do powiedzenia a propos Waszego rozwoju duchowego, czy juz sama wszystko zaplanowałaś?
|
|
Powrót do góry |
|
 |
okoani
za stara na te numery
Dołączył: 28 Cze 2009
Posty: 1873
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Roztocze ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:26, 14 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
susa napisał: | Jeśli chłopak, obiecywał by mi przed ślubem, że będziemy w takiej wspólnocie Domowego Kościoła, a potem powiedział, ze mu się nie chce czy mogłabym złożyć wniosek o stwierdzenie małżeństwa za nie ważnie zawarte, bo żeby uzyskać zgodę małżeńską zostałam wprowadzona w błąd. Rozważałabym taką możliwośc a co na to prawo kanoniczne? |
Musiałabyś udowodnić, że po 1sze - świadomie Cię oszukał (bo gdyby po ślubie próbował być w tej wspólnocie, ale jednak "nie dałby rady", to nie byłoby podstaw do nieważności), po 2gie - że był to dla Ciebie na tyle istotny "przymiot", iż bez jego istnienia nie wyszłabyś za Niego za mąż. Tego 1szego warunku raczej nie dałabyś rady udowodnić, a gdybyś zaczęła mówić o tym 2gim, to pewnie unieważniono by malżeństwo ze wzlędu na to,że jedna ze stron (i nie byłby to Twój mąż) nie miała właściwego rozeznania co do tego czym jest małzeństwo i jaka jest rola małżonków (czyli "braki" w sferze dojrzałości psychicznej i emocjonalnej).
kukułko - chodziło mi o to by susa rozważyła czy nie "bliżej" jej jednak do życia zakonnego niż rodzinnego, a nie żeby np. jutro pukała do klasztornych bram. Po prostu ujęłam to skrótowo - już wcześniej pisałyśmy, że tak czy inaczej musiałaby wpierw wyleczyć się ze swoich poglądów na temat seksualności.
suso - czy dobrze rozumiem - dzieci w małżeństwe wg Ciebie oddalają od Boga, bo przez ich wychowywanie można zaniedbać modlitwę? :> Kukułka chciała Ci jedynie pokazać, że pośród codziennych obowiązków domowych naprawdę trudno znajdować czas na modlitwę, czytanie książek religijnych, rozmowy teologiczne i spotkania wspólnoty. Jeśliby tak sie zdarzyło to co - patrząc na dzieci i męża - pomyślałabyś, że popełniłaś największy błąd swojego życia? Swoją wiarę pokazuje się codziennym życiem, codziennymi czynnościami, a nie tylko i wyłącznie modlitwą.
Nawet siostry zakonne chwalą Boga podczas codziennego gotowania, zmywania naczyń, sprzątania, uprawy ogrodu, a nie wyłącznie wtedy kiedy są w kaplicy klasztornej czy w czasie przeznaczonym na modlitwę w celi.
Ostatnio zmieniony przez okoani dnia Nie 11:37, 14 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
kukułka
za stara na te numery
Dołączył: 19 Gru 2006
Posty: 25854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:28, 14 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
a co zrobisz z jednoscia duchowa jak ci dziecko ząbkujace bedzie ryczec cla noc?
uwierz albo nie, jednosc duchowa to nie musi byc codzienna obowiazkowa modlitwa - zawalanie obowiazkami rodiznnymi, hehe, to co powiesz niemowlakowi z ema poczekac na mleko bo amma sie modli?
ruch trzech oltarzy - no toz mówię caly zcas, ze w malzenstwe ma byc kewsita wspolnoty ducha i ciala a ty to sprowadzasz tylko do jednosci ducha, w takim ukladize to by byla przyjazn a nie malzenstwo
|
|
Powrót do góry |
|
 |
kukułka
za stara na te numery
Dołączył: 19 Gru 2006
Posty: 25854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:34, 14 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
tu o tym jak się ma "zawalanie obowiązkami" do modlitwy
Cytat: | Zacznijmy od wskazania w najogólniejszych zarysach stosunku modlitwy do życia chrześcijańskiego, a to w tym celu, aby zaraz od początku zapobiec pewnemu dość częstemu spaczeniu, polegającemu na zbytnim rozdzielaniu tych dwóch składników doskonałości chrześcijańskiej, na zbyt wyłącznym upatrywaniu jej tylko w jednym z nich albo tylko w drugim.
Jak jedni sądzą, że cała doskonałość chrześcijańska zawiera się w modlitwie, i nie rozumieją, że modlitwa, która na życie nie wpływa, nie przeistacza go i nie sprawia, że coraz bardziej przenika się ono duchem przykazań Bożych, żadnej wartości mieć nie może; tak drudzy, przeciwnie, mają skłonność upatrywać istotę doskonałości w dobrym życiu chrześcijańskim, lekceważąc rolę modlitwy i nie zdając sobie sprawy z tego, że ona jest właśnie źródłem i regulatorem życia moralnego.
I jedni, i drudzy mylą się w swej wyłączności: doskonałość chrześcijańska nie polega w swej istocie ani na modlitwie, ani na dobrym życiu, ale na miłości, której modlitwa i życie chrześcijańskie są podstawowymi przejawami. Od niej to zależy jej wartość wewnętrzna; bez niej człowiek przy największych pozorach doskonałości jest tylko, jak św. Paweł powiedział, cymbałem brzmiącym (1 Kor 13, 1).
O doskonałości przeto człowieka decyduje ustosunkowanie jego woli do Boga, do Jego prawa i Jego woli.
Przez miłość bowiem nie rozumiemy pewnego stanu zmysłowego, pewnego napięcia władz uczuciowych, wywołanego poznaniem jakiegoś przedmiotu, który nas pociąga, ale napięcie wyższej umysłowej władzy pożądawczej, zwanej wolą. Miłość uczuciowa ma też swe miejsce w życiu moralnym i nawet religijnym, ale jest to miejsce drugorzędne i decydującej roli wyznaczać jej nie wolno. Miłość umysłowa, duchowa, która nas tu przede wszystkim obchodzi, nie jest przeto aktem uczucia, ale aktem woli; w porządku nadprzyrodzonym staje się ona nawet stałym usposobieniem nadanym woli przez łaskę uświęcającą. Ona to jest rozsadnikiem dobra w naszym życiu nadprzyrodzonym i z niej wytryska jako ze swego źródła doskonałość chrześcijańska.
Zwróćmy jeszcze uwagę i na to, że tylko tak pojęta miłość jest pierwiastkiem zasługi nadprzyrodzonej, a nie, jak nieraz się u nas słyszy, mniejsze. lub większe trudności, związane z danym czynem. Trudności te mogą być znakiem i dowodem siły i napięcia miłości, ale nie one o stopniu zasługi decydują. Uczynek sam przez się łatwy, uczyniony z większą miłością, ma większą wartość zasługi niż dużo trudniejszy, ale który by był spełniony dla motywów mniej wzniosłych i z mniejszym napięciem miłości. To nam tłumaczy, że możemy mówić o zasługach Najświętszej Maryi Panny i nawet Pana Jezusa; były one stokroć większe od naszych, aczkolwiek nie musieli oni zwalczać tych trudności, które my z racji grzechu pierworodnego ciągle spotykamy na drodze życia.
Przedmiotem miłości nadprzyrodzonej jest sam Bóg. Jeśli obejmuje ona i coś, co jest poza Bogiem — a rozciąga się, jak wiemy, również na bliźniego — to jednak czyni to w Bogu i dla Boga. Jest ona tym stałym upodobaniem woli w dobru najwyższym, jakim jest Bóg, tą szczerą chęcią, aby chcieć przede wszystkim Boga i tego, co On chce, i aby nie przylgnąć nigdy do niczego takiego, co by z Nim, dobrem najwyższym, nie dało się pogodzić, co by się sprzeciwiało Jego świętej woli, Jego prawom i postanowieniom. Na tym polega miłość Boga nade wszystko.
Miłość ta w naszym życiu doczesnym przybiera dwie podstawowe formy, które nazywamy miłością aktualną, czyli świadomą, i miłością habitualną, czyli nieświadomą lub może lepiej - ukrytą.
Pierwszą z nich mamy wtedy, kiedy człowiek świadomymi aktami rozumu i woli zwraca się do Boga i wyraża Mu to wszystko, co Mu jest winien: cześć i chwałę, dziękczynienie, przeproszenie, prośby itd. Nie jest ona więc niczym innym, jak modlitwą.
Drugą natomiast mamy wtedy, gdy człowiek nie myśli o Bogu, ale spełnia to, czego Bóg w danej chwili od niego żąda. Wiemy, że sumienna praca wymaga, aby się jej całkowicie oddać, tak iż na jednoczesne zwracanie się myślą do Boga nie ma nieraz już możności. Dopiero w niebie umysł nasz ciągle i bez przerwy będzie z Bogiem połączony jednym, nieprzerwanym aktem aktualnej, świadomej miłości Boga. Tu, w życiu doczesnym, jest to niemożliwe. Ale i tu, na ziemi, nawet gdy myśl nasza od Boga odbiega, aby się czymś innym zająć, możemy ze spokojnym sumieniem powiedzieć sobie, że kochamy Boga nade wszystko, jeśli chcemy robić to, co odpowiada woli Bożej, i spełniać obowiązki, jakie w danej chwili Bóg ma nas włożył. Wtedy nie tylko ciężka praca, ale nawet odpoczynek lub konieczna rozrywka jest miłością habitualną Boga. W tym sensie śpiewamy w pieśni wieczornej: "niech Cię nawet sen nasz chwali", bo zażywanie snu w odpowiedniej mierze i w swoim czasie jest też pełnieniem woli Bożej, a więc miłowaniem Boga nade wszystko.
Widzimy przeto, że miłość, a co za tym idzie — doskonałość chrześcijańska składa się z tych dwóch czynników: z miłości aktualnej, czyli modlitwy, i miłości habitualnej, czyli pełnienia obowiązków, albo innymi słowy — dobrego życia. Oba te czynniki muszą być uwzględnione; niech zabraknie jednego lub drugiego, niech jeden lub drugi niedomaga, a zaraz odbije się to na doskonałości, której pełnia wymaga harmonijnego współdziałania obu pierwiastków.
Zapewne, że wzięta w oderwaniu, modlitwa przedstawia wyższą formę miłości Bożej, tę, która u kresu życia w chwale wiecznej zapanuje niepodzielnie. A jednak w życiu doczesnym byłoby bardzo niebezpieczne zbyt wyłącznie na nią przesuwać punkt ciężkości życia chrześcijańskiego i jego doskonałości. Toteż i Zbawiciel, chcąc w krótkich słowach wyrazić to, co jest najistotniejszą oznaką miłości, nie modlitwę, ale zachowanie przykazań wysunął na plan pierwszy: Kto ma moje przykazania i zachowuje je, ten jest, który mnie miłuje (J 14, 21).
I jest to aż nadto zrozumiałe. Przykazania bowiem obejmują całość naszego życia moralnego, a więc i modlitwę; zawierają natomiast więcej niż modlitwę, bo te wszystkie obowiązki, które są dla nas drogą prowadzącą do życia wiecznego.
Zresztą nawet gdybyśmy chcieli przeciwstawić miłość aktualną - habitualnej, modlitwę — życiu i pełnieniu obowiązków, to i wtedy nie moglibyśmy absolutnej przewagi w życiu doczesnym przyznać pierwszej. Przeciwnie, pewna wyższość życia chrześcijańskiego nad modlitwą polega na tym, że ono może mieć całą wartość nadprzyrodzoną modlitwy, modlitwa zaś nie może mieć całej wartości czynnego życia chrześcijańskiego.
W samej rzeczy każdą naszą czynność łatwo jest, w chwili gdy ją zaczynamy, aktem miłości aktualnej skierować do Boga; staje się ona wtedy równoważną z modlitwą i nie przestaje nią być, nawet wtedy gdy całkowicie pochłonie myśl naszą. Modlitwa natomiast nie może nigdy sama przez się zastąpić naszych czynności i dać to, co by one dały. Stąd np. wobec konfliktu między uczynkiem miłości bliźniego a modlitwą, ta ostatnia winna zawsze ustąpić, dla tej prostej racji, że z uczynku miłości bliźniego, np. nakarmienia głodnego, można aktem miłości uczynić coś równoważnego z modlitwą, samą zaś modlitwą nakarmić głodnego nie ma sposobu.
W życiu Matki Marceliny Darowskiej jest ciekawy epizod, ilustrujący to zagadnienie. Raz, gdy była pogrążona w modlitwie pełnej radości, zawołano ją w jakiejś sprawie, dotyczącej bliźniego. Przez mgnienie oka zawahała się, tak jej żal było przerwać rozkosze obcowania z Panem, ale On natychmiast odebrał jej wszelką radość, wynikłą z modlitwy, dając przez to poznać, że w tych razach wahać się nie wolno.
Z porównania więc modlitwy z obowiązkami życia chrześcijańskiego wynika, że nie należy ich zbyt przeciwstawiać sobie, gdyż nie stanowią one zupełnie odrębnych kategorii czynów, ale nawzajem się uzupełniają i przenikają. Tym, co je łączy i wiąże w jedno, jest miłość, nazwana przez św. Pawła węzłem, doskonałości (Kol 3, 14), i ona to pozwala z każdej czynności uczynić modlitwę. Jeśli bowiem każde dobrowolne spełnianie przykazań Bożych jest już aktem miłości habitualnej, to poprzedzone dobrą intencją nadprzyrodzoną, kierującą daną czynność aktualnie do Boga, staje się aktem modlitwy i nabiera całej jego wartości. W ten sposób modlitwa winna przenikać całe życie, wszystkie uczynki, cierpienia i radości, nawet zabawy i chwile, kiedy wszelka czynność umysłowa ustaje, tj. czas snu. Życie chrześcijanina staje się wtedy jedną modlitwą, i tego właśnie żądał Zbawiciel, gdy mówił, iż należy się zawsze modlić i nie ustawać (Łk 18, i).
Łatwo stąd wyprowadzić wniosek, że osobista doskonałość poszczególnej duszy zależy dużo bardziej od jej miłości habitualnej, tj. od życia i od stopnia, w jakim miłość aktualna, tj. modlitwa, to życie ożywia i przenika, niż od samej ilości i długości modlitw. Nie ten jest doskonalszy, kto dłużej i więcej się modli, ale ten, którego modlitwa silniej oddziaływa na życie i na całą działalność moralną.
Stąd można śmiało powiedzieć, że miarą indywidualnej doskonałości każdej duszy chrześcijańskiej jest właściwe wydozowanie w swym życiu miłości aktualnej i habitualnej, harmonijne zespolenie ich z sobą i przeniknięcie się wzajemne. Otóż zdarzają, się dwa krańcowo przeciwne sobie spaczenia, jedno i drugie równie szkodliwe dla dusz.
Z jednej strony, ktoś może nie doceniać miłości aktualnej, tj. modlitwy; zapominać, że jest ona obowiązkiem życia moralnego, a jednocześnie jego regulatorem, że tylko przez miłość aktualną wzrasta i utrwala się w duszy miłość habitualna. Fatalnym skutkiem takiego zaniedbania modlitwy musi być osłabienie pierwiastków nadprzyrodzonych w życiu, a wreszcie zupełna ich utrata z powodu pierwszego lepszego grzechu śmiertelnego, który jest zawsze wyrzeczeniem się miłości Boga nade wszystko, a więc ani z miłością aktualną, ani z habitualną nie da się w duszy pogodzić. Stan ten, bardzo częsty u ludzi zbyt przejętych światem, nazywamy brakiem pobożności, oziębłością, obojętnością, w krańcowych jego przejawach — bezbożnością.
Wprost przeciwnym spaczeniem jest to, co nazywamy bigoterią. Polega ona na zbyt wyłącznym wysuwaniu na pierwszy plan modlitwy, z lekceważeniem obowiązków życia chrześcijańskiego i szczególnie z pominięciem wpływu, jaki modlitwa powinna na życie wywierać. Powstaje wtedy między modlitwą a życiem rozdział, wpływający fatalnie na jedno i drugie; zaniedbuje się wtedy nieraz dla modlitwy najistotniejsze obowiązki chrześcijańskie, ale z modlitwy tej niewiele albo nic się nie otrzymuje, bo w tych warunkach przestaje ona być pełnieniem woli Bożej, a staje się poszukiwaniem własnego zadowolenia w marzycielstwie i lenistwie ducha.
Wielką krzywdą, wyrządzoną przez bigoterię pobożności chrześcijańskiej, jest ten dyskredyt, jaki rzuca na wszelką, nawet najpłodniejszą modlitwę, te uprzedzenia, jakie w stosunku do pobożności wśród ludzi świeckich szerzy. Ciężko odpowie ona kiedyś na sądzie Bożym za tę pychę, egoizm i faryzeizm, które na dnie jej leżą.
Kto prawdziwie dąży do doskonałości synów Bożych, ten powinien umieć właściwie wymierzyć swym życiu stosunek miłości aktualnej do habitualnej — modlitwy do życia. Stosunek ten nie jest ten sam dla wszystkich; przeciwnie, jest on czymś nadzwyczaj indywidualnym i każdy sam musi go sobie wymierzyć. Nawet w życiu zakonnym, w którym modlitwa dużo więcej miejsca zajmuje niż w świecie, jest on bardzo rozmaity, zależnie od celów i właściwości poszczególnych rodzin zakonnych. Zupełnie inaczej układa się on u kartuzów i karmelitanek, inaczej u dominikanów i niepokalanek, inaczej wreszcie u szarytek lub albertynów.
Tym bardziej więc ludziom, żyjącym w świecie, nie można jakiejś jednej miary czy normy postawić, ale każdy musi ją sobie sam ustalić, biorąc pod uwagę obowiązki stanu, potrzeby duszy, trudności, jakie w życiu moralnym napotyka, i te szczególne natchnienia, które mu Pan Bóg daje.
Jedną ogólną wskazówkę można tu tylko podsunąć: oto każdy powinien mieć w swym życiu tyle modlitwy, aby 1°: rzetelnie spłacać podatek chwały, jaki winien jest złożyć Panu Bogu w formie miłości aktualnej; aby 2°: własną swą duszę utrzymać w gotowości pełnienia woli Bożej i miłowania Boga nade wszystko. Przy tym w myśl tej prawdy, że kto nie idzie naprzód, ten się cofa, nie wystarcza tylko utrzymywać się w miłości habitualnie przez powstrzymywanie się od grzechów, ale trzeba w niej wzrastać i rozwijać się, tak iżby promieniować dobrem wokoło siebie. Modlitwy więc powinno być tyle w życiu, aby ogólny poziom miłości wciąż wzrastał i aby się ona bardziej zakorzeniała w duszy. Nie wolno przez zwiększenie ilości modlitw zaniedbywać innych obowiązków życia chrześcijańskiego, szczególnie obowiązków stanu i obowiązków miłości bliźniego, Najlepszym sprawdzianem, czy się ma w życiu dość modlitwy, jest właśnie pełne ducha chrześcijańskiego i zaparcia się siebie wykonywanie tych obowiązków.
Osoby, które zwykły od czasu do czasu odprawiać rekolekcje, winny na nich zawsze zbadać, czy stosunek modlitwy do życia jest u nich należycie wymierzony. Nieraz znajdą one tu coś do poprawienia; warunki bowiem życia mogą się tak zmienić, że może zajść potrzeba ujęcia lub dodania modlitwy. W cichości i skupieniu rozważą one przed Bogiem stan i potrzeby swej duszy i idąc za radą doświadczonego spowiednika, tak sobie ten stosunek na następny okres życia wydozują, żeby modlitwa w niczym nie krepowała ich w spełnianiu obowiązków życia chrześcijańskiego, ale aby im dawała całą pełnię siły i światła do wiernego niesienia służby Bożej we wszystkich okolicznościach tego życia.
Po tak wyraźnym stwierdzeniu, że modlitwa jest tylko składnikiem doskonałości chrześcijańskiej i że z obowiązkami życia chrześcijańskiego jest najściślej związana, śmiało możemy teraz przejść do poznania jej istoty, źródeł, gatunków i praw rozwoju. Nikt nam nie będzie mógł narzucić po tym, cośmy powiedzieli, że ją przeceniamy i że książka nasza szerzyć będzie bigoterię. powrócimy zresztą jeszcze do zagadnienia o stosunku modlitwy do życia, gdy już ją dokładnie poznamy, i postaramy się wtedy jeszcze ściślej określić ten ich wzajemny stosunek. Ale nikt także nie będzie mógł nam zarzucić na zasadzie wyższej rozwiniętej nauki, że modlitwy nie doceniamy i że ją odsuwamy na plan drugi; sam fakt, że poświęcamy jej całe studium, najwyraźniej chyba temu zaprzeczy.
Zadaniem naszym będzie nie tylko możliwie wszechstronnie rozwinąć odwieczną naukę katolicką o modlitwie, ale dać też poznać to, co by się chciało nazwać sztuką modlitwy. W modlitwie bowiem, jak w każdej działalności praktycznej, nie wystarcza wiedzieć, czym ona jest, ale trzeba umieć ją wykonywać; innymi słowy, nie wystarcza teoretyczna wiedza o modlitwie, ale konieczna jest praktyczna jej umiejętność, mająca własne swe metody i sposoby i posiadająca przeto cechę pewnej sztuki, czyli sprawności praktycznej. |
calośc tekstu (inne podstrony) TUTAJ [link widoczny dla zalogowanych]
Ostatnio zmieniony przez kukułka dnia Nie 11:34, 14 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
susa
posiadacz wiedzy tajemnej NPR
Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 1135
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:36, 14 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
kukułka napisał: | a co zrobisz z jednoscia duchowa jak ci dziecko ząbkujace bedzie ryczec cla noc? |
A co z jednością cielesną gdy dziecko będzie ryczeć całą noc? Też nie będzie czasu na współżycie.
kukułka napisał: | uwierz albo nie, jednosc duchowa to nie musi byc codzienna obowiazkowa modlitwa - zawalanie obowiazkami rodiznnymi, hehe, to co powiesz niemowlakowi z ema poczekac na mleko bo amma sie modli? |
Krótka wspólna modlitwa nie musi burzyć porządku dnia.
A mówiąc o współżyciu, co powiesz dziecko ma poczekac na mleko bo rodzice uprawiają seks?
kukułka napisał: | ruch trzech oltarzy - no toz mówię caly zcas, ze w malzenstwe ma byc kewsita wspolnoty ducha i ciala a ty to sprowadzasz tylko do jednosci ducha, w takim ukladize to by byla przyjazn a nie malzenstwo |
A ja też mówię, że małżeństwo nie jest tylko wspólnota ciała lecz także ducha. Jest wspólnotą ducha i ciała. Nie można wyłączyć z tego ducha i budować tylko jedności cielesnej. A taką miałam wrażenie że mówiliście tylko o jedności cielesnej, wykluczając z niej duchową.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
kukułka
za stara na te numery
Dołączył: 19 Gru 2006
Posty: 25854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:38, 14 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
a ty susa ewidentnie wykluczasz cielesna sfere malzenstwa, mas zkobieto problem i to powazny, wszyscy tu ci mowia ze cialo TEZ jest BARDZo wazne, a ty czytasz to co chcesz czytac - Ze ONO JEST JEDYNIE wazne
naucz sie czytac ze zrozumieniem
ja nigdzie nie sugeruje e dziekvco am zcekac na mleko, bo rodzice wspolzyja, tymaczsem ty piszesz:
susa"
[quote="kukułka napisał: | I co? Takie życie przybliża do Boga czy oddala? . |
Oddala od Boga takie zawalanie obowiązkami rodzinnymi że nie ma czasu na modlitwę. Dlatego ideałem dla mnie jest by małżonkowie modlili się wspólnie. [/quote]
ciekawe jak masz zamiar to realizowac majac niemowle ryczace w srodku nocy i przez caly dzien (tak bywa np gdy wychodza zeby) i dwulatka, ktory w srodku tej samej nocy spac nei mzoe bo ma koszmary, oraz meza, ktory rano o 5 wstaje do pracy i usiluje w tym czasie dspac zze starszym dzieckiem by byc jako tako przytomny do pracy
dodam ze w dzien maz pracuje, ty zajmujesz sie dziecmi, maz wraca o 18 gdy dziecko juz ryczy bo chce spoac a starsze ci przeszkadza wykapac to mlodsze wiec pilnuje go tata. wtedy ty modlisz sie zasypiajac juz prawie przy mlodszym, a maz w pokoju spi przy straszym i tez sie modli resztkami sil. i co? i gdzie Twoj ideal? i co? rozpaczasz bo oddala to od Boga/
Bog jest miloscia, i to milosc do Boga przybliza, jelsi am sie swoje obowiazki to Bogu mila jets modlitwa w trakcjie ich wykonywania ( poczytaj o tym chocby w Dzienniczku Faustyny)
Ostatnio zmieniony przez kukułka dnia Nie 11:44, 14 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ania M
z NPR za pan brat :P
Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 166
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Nie 11:39, 14 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Kukułka - teksty rewelacyjne! - dzięki!
|
|
Powrót do góry |
|
 |
okoani
za stara na te numery
Dołączył: 28 Cze 2009
Posty: 1873
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Roztocze ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:42, 14 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Taaa... bo Nam wszystkim tylko seks w głowach. Susa - opanuj się, bo to Ty więcej o tym myślisz, niż my. A to, że więcej rozmawiamy o cielesnej stronie małżeństwa wynika z tego, iż Ty w ogóle z tej sfery chcesz zrezygnować. Zresztą... na sferą duchową też masz co najmniej dziwne spojrzenie - jednak w tej kwestii materię wyczerpują uwagi kukułki.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
susa
posiadacz wiedzy tajemnej NPR
Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 1135
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:46, 14 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
kukułka napisał: | a ty ewidentnie wykluczasz cielesna sfgere malzenstwa, mas zkobieto problem i to powazny, wszyscy tu ci mowia ze cialo TEZ jest BARDZo wazne, a ty czytasz to co chcesz czytac - Ze ONO JEST JEDYNIE wazne: |
Ja piszę, że na jedność cielesną mogłabym się zgodzić gdy będzie jednosć duchowa. A Wy podważacie jedność duchową w małżeństwie. A ona jest dla mnie bardzo istotna.
kukułka napisał: | ja nigdzie nie sugeruje e dziekvco am zcekac na mleko, bo rodzice wspolzyja, tymaczsem ty piszesz: |
Krótka wspólna modlitwa nie będzie ze szkodą, dla obowiązków rodzinnych, a będzie tylko łączyła małżonków. A Ty podważasz że modlitwa też łączy małżonków, a ma łączyć tylko seks. Skoro na modlitwę nie ma czasu to dlaczego jest czas na seks.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
kukułka
za stara na te numery
Dołączył: 19 Gru 2006
Posty: 25854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:47, 14 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
susa napisał: |
Krótka wspólna modlitwa nie musi burzyć porządku dnia.
|
a na jakiej podstawie tak twierdzisz? bo ja i wiele innych mam wiemy z praktyki, z eczasem sie po rpostu tego zrealizowac nie da. tak to jest jak sie ma dzieci i tu akurat ten kto ma dzieci wie o tym wiecej niz ty, bo Ty jedynie z teorii i wyczytanych gdzies tekstow
|
|
Powrót do góry |
|
 |
susa
posiadacz wiedzy tajemnej NPR
Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 1135
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:50, 14 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Krótka modlitwa tylko porządkuje dzień. A skoro według Ciebie jest czas na seks ale nie ma czasu na modlitwę to to jest chore. Nie chciałabym mieć takiego życia.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
okoani
za stara na te numery
Dołączył: 28 Cze 2009
Posty: 1873
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Roztocze ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:52, 14 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
suso - kilkukrotnie Ci pisałyśmy, że w małżeństwie nie zawsze jest czas na seks jako odpowiedź na Twoje obawy, że Twój nienasycony mąż będzie Ciebie codziennie zmuszał do współżycia. Naprawdę masz tak słabą pamięć czy potrzebujesz powtarzania do znudzenia jakiejś informacji by ją w końcu zrozumieć? A niby taka inteligentna jesteś :>
Przepraszam za ironię, ale to powtarzanie wkółko tych samych argumentów albo z kolei czepianie się jak czegoś nie powtarzamy, naprawdę sprowadza poziom tej dyskusji do rozmowy niemowlęciem - i tu i tu ta druga strona nie jest w stanie zrozumieć przekazu.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
kukułka
za stara na te numery
Dołączył: 19 Gru 2006
Posty: 25854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:53, 14 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
susa napisał: | kukułka napisał: | a ty ewidentnie wykluczasz cielesna sfgere malzenstwa, mas zkobieto problem i to powazny, wszyscy tu ci mowia ze cialo TEZ jest BARDZo wazne, a ty czytasz to co chcesz czytac - Ze ONO JEST JEDYNIE wazne: |
Ja piszę, że na jedność cielesną mogłabym się zgodzić gdy będzie jednosć duchowa. A Wy podważacie jedność duchową w małżeństwie. A ona jest dla mnie bardzo istotna.
kukułka napisał: | ja nigdzie nie sugeruje e dziekvco am zcekac na mleko, bo rodzice wspolzyja, tymaczsem ty piszesz: |
Krótka wspólna modlitwa nie będzie ze szkodą, dla obowiązków rodzinnych, a będzie tylko łączyła małżonków. A Ty podważasz że modlitwa też łączy małżonków, a ma łączyć tylko seks. Skoro na modlitwę nie ma czasu to dlaczego jest czas na seks. |
he he he, bo czasem i seks jest modliwtą, tak jak bywa nia pzrewijanie niemowleci
susa, zrozumże wqreszcie, ze my nie podwazamy sensu jednosci duchowej w malzenstwie , a tylko sposob jej pojmowania przez ciebie
po prostu masz zła definicję jedności duchowej, złe, zbyt wąskie pojęcie o niej
i to podważamy, twoją definicję i twoje pojecie jednosci duchowej, a nie sama jednosc duchową, te prawdziwą.
mówimy ze TY sie mylisz, a nei ze duchowa jednosc (ta wlasciwa) jest neiistotna. ona po rpostu realizuje się n w inny sposob i an innych plaszczyznach nzi sie tobei wydaje
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Forum ..................NPR - Naturalne Planowanie Rodziny................ Strona Główna
-> Gdy nie ma dzieci w domu, to... :) Idź do strony Poprzedni 1, 2, 3 ... 31, 32, 33 ... 86, 87, 88 Następny
|
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni 1, 2, 3 ... 31, 32, 33 ... 86, 87, 88 Następny
|
Strona 32 z 88 |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 - 2005 phpBB Group
Theme ACID v. 2.0.20 par HEDONISM
|