|
..................NPR - Naturalne Planowanie Rodziny................ ...........czyli seks bez antykoncepcji. Pytania, wątpliwości, stosowanie..........
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
novva
za stara na te numery
Dołączył: 16 Cze 2006
Posty: 4956
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Mała Wieś przy Drodze
|
Wysłany: Wto 12:42, 29 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Tu chyba nie chodzi o to, żeby zawsze chcieć mieć dziecko. Nie doceniasz Tischnera, ostatecznie u niego rozwój człowieka jest wielowymiarowy.
Po pierwsze, chodzi o akceptację własnej płci, o co nie zawsze jest tak łatwo.
Po drugie, o akceptację tego, czemu ta płeć służy - prokreacji, ale też chyba przede wszystkim jakiemuś wyjątkowemu byciu z drugim człowiekiem. I wchodzi się w tę relację ze wszytkim, co należy do Twojego człowieczeństwa, więc także z płcią - "Chcę ciebie w całości i w całości się daję" - tworzy się nowa jakość.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
kajanna
za stara na te numery
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 4032
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 13:26, 29 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Novva, wielkie dzięki, że też chciało ci się wklepywać.
Ale faktycznie, chyba nie powinno się czytać tego fragmentu bez kontekstu - jednak spróbuję dotrzeć do książki. A co do Twojej wypowiedzi
novva napisał: |
Chyba nawet z tego fragmentu widać, jak poważnie Tischner traktuje sprawy seksu - to nie jest tylko chwilowa przyjemność, ale budowanie poważnej relacji z drugim człowiekiem. Jeśli taka relacja ma być prawdziwa, to musi się opierać na pełnym zaufaniu i otwarciu, wspólnym patrzeniu w przyszłość (to o to chodzi w "budowaniu domu", żebyście sobie nie pomyślały, że ogranicza się to do płodzenia dzieci). |
Piękne słowa, ale nadal nie rozumiem, dlaczego takich relacji nie można budować, kiedy stosuje się antykoncepcję.
Kilka refleksji po lekturze na szybko (ło matko, z Tischenerem mi się zachciało polemizować):
Z tekstu wynikałoby, że akceptacja płci równa się akceptacja tego, że możemy zawsze powołać nowe życie - że zbliżenie zawsze może do tego prowadzić - czy dobrze rozumiem? Nadal nie widzę, czemu nie można mieć takiej świadomosci przy stosowaniu antykoncepcji. Zgodzę się, że duża skuteczność środków anty sprawia, że ludzie zaczynają wykluczać w ogóle taką możliwość i też widzę w tym duże zagrożenie. Ale jeśli jesteśmy świadomi tego, że stosowane środki mogą zawieść? I godzimy się na to? Jest to przecież taka sama sytuacja jak stosowanie NPR w trzeciej fazie?
Nianiu, twoja kotka nie chce mieć dzieci, koty nie mają instynktu macierzyńskiego w takim sensie jak ludzie. Twoja kotka może co najwyżej chcieć się parzyć, kiedy ma ruję, a potem instynkt każe jej zadbać o potomstwo. Ale nie tęskni za swoimi przyszłymi dziećmi, które mogłaby mieć.
Dlatego humanitarnym rozwiązaniem jest sterylizacja kotek, bo po prostu kotów jest u nas za wiele i niestety mrą jak muchy w schroniskach. Kotka nie zostaje w ten sposób skrzywdzona.
To nie jest absolutnie zarzut wobec Ciebie - macie domek i możecie trzymać tyle kotów, ile chcecie (zazdroszczę!). Denerwują mnie tylko ludzie, którzy pozwalają swoim kotom się mnożyć, a potem szukają im domów, a jak się nie uda, to pozbywają się kłopotu... Wrr...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Niania
Site Admin
Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 7927
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 13:54, 29 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
kotka przybłakała się do nas kotna - więc zupełnie nie czuję się winna
no ale masz racje
człowiek ma ten instynkt macierzyński... ale czy on mu każe mieć 20scioro dzieci? a nawet jesli, to czy należy się temu poddać? bo rozum mówi co innego. Tischner ma rację mówiąc że człowiek czuje pewnien "ból" w sercu jak rezygnuje z dziecka w czasie współżycia, ale czy może nie rezygnować? ....
bo wówczas - to idealne współzycie ograniczałoby się tylko do okresu starań o potomków....
|
|
Powrót do góry |
|
|
abeba
Gość
|
Wysłany: Wto 14:52, 29 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Podobnie jak Niania: z tekstu Tischnera wynika że tylko takie wspołżycie jest pełnym spotkaniem, pelnym oddaniem, a jeśli oboje unikają tej "ofiary" tu już jest nieszczere.
Nie zgodzę się! Może to ma znaczenie w skali całego związku (w sensie seks zpartnerem z którym z założenia nie chce sie nic większego budować pewnie jest w głębi smutny, czy rozpaczliwy), ale nie pjedynczego zbliżenia! Myślę że to jednak myślenie osób bezżennych, że tak sie zachwycają cudem powstawania nowego zycia (pewnie, słusznie, z zazdrosci,z podziwu dla tego co im nie dostępne) ale nie myślą o zyciu już istniejącym, nie biorą pod uwagę ze to nowe zycie przytłacza, utrudnia itp.
A na liście dyskusyjnej od której sie zaczął ten wątek pewna pan właśnie przekonuje, że "Pan Bóg da i na dziecko" na podstawie portfela pełnego kasy, ale bez danych właściciela, jaki przypadkiem znalazł ojciec piątki dzieci po utracie pracy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
novva
za stara na te numery
Dołączył: 16 Cze 2006
Posty: 4956
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Mała Wieś przy Drodze
|
Wysłany: Śro 12:06, 30 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
kajanna napisał: | Z tekstu wynikałoby, że akceptacja płci równa się akceptacja tego, że możemy zawsze powołać nowe życie - że zbliżenie zawsze może do tego prowadzić - czy dobrze rozumiem? |
Chyba nie do końca tak. Wcześniej Tischner pisze o tym, co to właściwie jest płeć. Nie redukuje jej bynajmniej do biologii, ale zastanawia się nad tym, czemu służy różnica płci. Ten fragment mnie trochę irytuje, bo wprowadza pojęcia "imienia kobiety" i "imienia mężczyzny" i pisze o tym, co z każdym z nich się wiąże. Tego nie przepiszę, bo zębami bym musiała zgrzytać.
Natomiast płeć uznaje za ważny składnik osoby, za wartość, którą nam umożliwia "przeżycie tajemnic życia i pozostawienie po sobie czegoś dobrego na ziemi". Chcę wierzyć, że nie chodzi tylko o dzieci i chyba rzeczywiście nie chodzi - w różnicy płci chodzi o budowanie jedności między mężczyzną i kobietą. Tischner pisze o etapach budowania tej jedności - tylko jednen z nich jest związany z prokreacją, widać więc, że jedność rozumie szerzej, jako nawiązanie i pogłębianie relacji osobowej, po prostu bycie razem - na ten temat chyba nie ma po co filozofować, bo wiemy, jak jest w praktyce.
Akceptacja płci to też akceptacja różności i tego, że ta różność czemuś służy. I to najtrudniej mi pojąć, za głęboko widać jestem przeniknięta feministycznymi lekturami Ale może można to tak ująć (to już moje, proszę moich herezji Tischnerowi nie przypisywać) - skoro wg Biblii Bóg stworzył człowieka "mężczyzną i niewiastą" to może znaczy, że w relacji mężczyzna-kobieta uczymy się od siebie nawzajem, co to znaczy być człowiekiem?
abeba napisał: | Jak sie wczytuję w ten fragment to widzę np. skąd ten moj brak pełnej satysfakcji (bo III faza i minimalne prawdopodobieństwo). WIęc to bardzo okrutny tekst, nietylko przeciw antykoncepcji ale tak naprawdę gros zycia seksualnego jakie mozna w zyciu prowadzić (no bo rzadko kto chce by to było zawsze płodne, poza uczestnikami Komunii Małżeństw) |
Może to tak brzmi wyrwane z kontekstu, ale naprawdę nie o to chodzi, żeby "zawsze było płodne". To by było nie tylko okrutne, ale i prymitywne! Bo seksualność człowieka bylaby sprowadzona tylko do biologii i jego szczęście byłoby dyktowane stanem organizmu. Zresztą przy takim ujęciu współżycie między niepłodnymi osobami byłoby nieetyczne, a chyba nikt przy zdrowych zmysłach tak nie powie!
Nigdzie nie jest powiedziane, że chodzi o to, żeby w każdym współżyciu liczyć na dziecko - wyraźnie nawet wyodrębniony jest etap, w którym mężczyzna i kobieta dojrzewają do tego. Wydaje mi się, że chodziło raczej o coś, o to, żeby seks traktować nie jako zabawkę czy chwilową przyjemność, która może przejść bez żadnych konsekwencji, tylko jako rzeczywistą relację, którą powinno się nawiązywać przed wszytkim z kimś, na kogo potrafimy się otworzyć, po obu stronach powinno być poczucie, że z tą osobą chce się budować życie, że tej osobie chce się coś dać z siebie, poświęcić, jeśli będzie trzeba. Przynajmniej tak to rozumiem.
Nie wydaje mi się też, żeby miały za tym koniecznie iść jakieś szczególne uniesienia i doznania mistyczne, nie wiem, skąd to bierzecie. Zdaje mi się, że w tym tekście jest jednak więcej o prozie życia. Może to tak brzmi, bo ostatecznie pisze to filozof (no i jednak ksiądz), ale zupełnie nie o mistykę chodzi. Jeśli już, to chyba raczej o jakąś tajemnicę tego, jak to się dzieje, że w codziennym życiu i w relacjach z innymi dokonuje się nasze wewnętrzne dojrzewanie. Przecież Tischner pisze o etyce, a to jest związane z konkretnymi codziennymi wyborami i zachowaniami, nic wielkiego niby w tym nie ma.
P.S. Abeba, jesteś pewna, że bycie w tej grupie dyskusyjnej Ci nie szkodzi? Wiem po sobie, że towarzystwo podobnych osób bardzo źle na mnie działa.
|
|
Powrót do góry |
|
|
abeba
Gość
|
Wysłany: Śro 14:36, 30 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
nie pisze o mistyce (dobrze, że juz sie odzielił watek) ale pisze że bez nadziei poczecia jest beznadziejnie - no czy to nei jest okrutne?
|
|
Powrót do góry |
|
|
mateola
z NPR za pan brat :P
Dołączył: 16 Cze 2006
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 6:04, 31 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
[quote="novva"]Abeba, Kajanna, to może zacytuję, tylko nie wiem, czy równie przekonujący będzie dla Was fragment wyrwany z książki, bo chyba wcześniej trzeba poczytać, co mówi Tischner o wartościach w ogóle.
Tischner, Etyka wartości..., 107-108 napisał: | Akceptacja płci jako takiej, dążność do zbudowania na tej wartości więzi z drugim człowiekiem, ale bez zaakceptowania nadziei podstawowej, której płeć służy, wprowadza głębokie zaburzenia w stosunek człowieka do człowieka i rodzi w nim poczucie winy. Wina bierze się stąd, że człowiek budzi w drugim, a także w sobie (często mimo woli) nadzieję uczestnictwa w przekazie życia, ale zarazem postępuje wbrew tej nadziei, podcina ją, gdy tylko ta da znać o sobie. Drugi człowiek jest w takich sytuacjach doświadczony "ambiwalentnie": jest potrzebny, niezbędny, jest ratunkiem i ostoją, zarazem jest kimś, kto jest "niebezpieczny", kto grozi wciągnięciem w niechcianą ofiarę i kto ewentulanie sam broni się przed wciągnięciem go w tę ofiarę. Człowieka takiego nie można konsekwentnie "mieć" i nie można być przez niego konsekwentenie "posiadanym". Nie można również sprawić, by stał się kimś obojętnym. Trzeba go trzymać zarazem blisko i daleko, przyciągać go i odpychać. Wszystko jest w nim wartością "podwójną", jest tym, co zarazem korzystne i niekorzystne, pełne i niepełne. Dobroć zatrzymała się w połowie drogi, wraz z nią poczucie obowiązku, także wierność, także budowanie domu. Zamiast ofiarowania domu mamy propozycję chwilowego "azylu", zamiast wzajemnej inspiracji w stronę podobnej ofiary mamy powracające fale czułości i agresji. Płeć w tej nadziei stała się wartością "beznadziejną". Stąd dezintegracja osobowości, stąd na przemian lęki i euforie, stąd świadomość upadku i winy. |
Ta możliwość doświadczania jednoznacznych uczuć - bez ambiwalentnego przyciągania-odpychania, ma dla mnie bardzo duże znaczenie przy stosowaniu npr.
|
|
Powrót do góry |
|
|
novva
za stara na te numery
Dołączył: 16 Cze 2006
Posty: 4956
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Mała Wieś przy Drodze
|
Wysłany: Czw 10:42, 31 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
abeba napisał: | nie pisze o mistyce (dobrze, że juz sie odzielił watek) ale pisze że bez nadziei poczecia jest beznadziejnie - no czy to nei jest okrutne? |
Upieram się, że nie. Dlatego właśnie mówiłam, że wyrwane z kontekstu nie da się to do końca zrozumieć. To słowo "beznadziejnie" nie jest tu użyte w potocznym sensie i nie wartościuje jakości doznań (może stąd nam się wzięła poboczna dyskusja o mistyce). U Tischnera 'nadzieja' znaczy to, co w nas jest głębokim pragnieniem realizacji jakiejś wartości, z którym wychodzimy do drugiego człowieka i spotykamy się z 'jego nadzieją', tzn. z tymi wartościami, które z kolei on chce zrealizować w tym spotkaniu. Rozumiem to tak, że wchodząc w związek z drugim człowiekiem, przynosimy nasze pragnienia miłości, akceptacji, rozwijania się, tworzenia dobra, zostawienia czegoś po sobie (tu podstawić to, co dla kogo jest wartością istotną). Dzięki kontaktowi z drugim człowiekiem możemy te wartości zrealizować, w pojedynkę to niemożliwe. Realizujemy je na codzień, realizujemy je też w seksie, z którym dodatkowo łączy się jeszcze wartość przekazywania życia, do której realizacji w jakimś momencie związku dorastamy. Niepokoją Was pewnie słowa, że "płeć w tej nadziei staje się wartością "beznadziejną" " - jeśli spojrzeć na to, jak rozumiana jest nadzieja, to widać, że ktoś, kto swojej płci po prostu nie akceptuje, wyłącza ją spośród wartości, ma inną "nadzieję". Nie jestem filozofem, więc może źle to interpretuję, ale naprawdę nie odczuwam tego jako czegoś okrutnego.
Dlaczego ten fragment mi się tak spodobał, że go Wam zacytowałam? Bo jest bardzo bliski temu, czego doświadczałam w kontakcie z moim mężem w tych chwilach, kiedy zdarzało nam sie kochać w czasie "ryzykownym", a jednocześnie przynajmniej ja nie chciałam miec jeszcze dziecka. Dokładnie to myślałam - wciąga mnie w coś, czego nie chcę, zniszczy mi życie, będę zaraz wściekła na siebie i na niego. Jak przy takim myśleniu można mówić o miłości i prawdziwym spotkaniu osób, nie mam pojęcia! To jest właśnie doświadczenie ambiwalentne - kocham go, potrzebuję, chcę i nim być, ale jednocześnie nie chcę, żeby coś było nie tak, jak ja sama zaplanuję! Kocham go i odpycham jednocześnie.
Dlatego też myślę, że to jest świetny wywód przeciw antykoncepcji - bo jak się z niej korzysta, to usuwa się ze swojej osoby "niewygodny" w danej chwili fragment swojej osoby - czyli płeć i płodność - i seks staje się spotkaniem jakby "niepełnych" osób.
|
|
Powrót do góry |
|
|
kajanna
za stara na te numery
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 4032
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 11:50, 31 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
Uff, wreszcie działa! Napisałam tego posta rano, a potem już nie mogłam się zalogować.
mateola napisał: |
Ta możliwość doświadczania jednoznacznych uczuć - bez ambiwalentnego przyciągania-odpychania, ma dla mnie bardzo duże znaczenie przy stosowaniu npr. |
A co z II fazą? Zwłaszcza jeśli jest długa, albo się przeciąga i właściwie nie wiadomo, kiedy wreszcie będzie ten cholerny skok? Przeczytałam sobie jeszcze raz uważnie ten fragment i rzeczywiście, trudno nie odmówić mu racji, bardzo to wszystko pięknie, ale ja nie widzę alternatywy, a przynajmniej nie jest nią dla mnie npr z długimi (u mnie około dwudziestu kilku dni, a bywa i dłużej) okresami wstrzemięźliwości.
Przecież ten zacytowany przez novvę fragment idealnie opisuje przeżycia małżonków w okresie wstrzemięźliwości – ambiwalentne odczucia, przyciąganie-odpychanie, pragnienie zbliżenia, które nie może być zaspokojone, fale czułości i agresji, postrzeganie drugiej osoby jako zagrożenia. Gdzie tu jest otwarcie na drugą osobę? Oświećcie, bo ja tego nie widzę. Bo przecież rozpatrujemy całą sprawę w kontekście całej relacji małżeńskiej, tak? A nie tylko samego zbliżenia. Czy to nie jest szkodliwe dla osobowej relacji między małżonkami? Piewcy npr-u powiedzą, że można sobie miłość okazywać na inne sposoby, ale mnie to nie przekonuje. (Nie piszę o sytuacjach, kiedy jedno chce, a drugie nie, bo jest chore/zmęczone/etc. Wtedy rezygnacja może być rzeczywiście formą wyrażenia miłości. Ale kiedy oboje małżonkowie są spragnieni takiej formy bliskości, to inna jej moim zdaniem nie zastąpi.)
Ja naprawdę nie widzę wyjścia z tej sytuacji i dlatego skłaniałabym się do zdania Abeby, że ta wizja jest dość okrutna. (Błagam, weźcie pod uwagę, że opieram się tylko na tym krótkim urywku).
Więc jeśli nie npr, to co? No chyba tylko ta postawa ortodoksyjna, o której pisałyśmy na początku – ale zgodzicie się chyba, że to nie jest rozwiązanie dla wszystkich.
Po raz kolejny dochodzę do wniosku, że kiedyś żyło się łatwiej (co nie znaczy lepiej).
Niestety, czy może stety, seks w powszechnej świadomości został oddzielony od prokreacji i już tego nie zmienimy. Nawet świadomości użytkowników NPR-u, którzy też jednak planują. Kościół może to potępiać, walczyć z tym, ale Wisły kijkiem nie zawróci.
novva napisał: |
Nigdzie nie jest powiedziane, że chodzi o to, żeby w każdym współżyciu liczyć na dziecko - wyraźnie nawet wyodrębniony jest etap, w którym mężczyzna i kobieta dojrzewają do tego. Wydaje mi się, że chodziło raczej o coś, o to, żeby seks traktować nie jako zabawkę czy chwilową przyjemność, która może przejść bez żadnych konsekwencji, tylko jako rzeczywistą relację, którą powinno się nawiązywać przed wszytkim z kimś, na kogo potrafimy się otworzyć, po obu stronach powinno być poczucie, że z tą osobą chce się budować życie, że tej osobie chce się coś dać z siebie, poświęcić, jeśli będzie trzeba. |
Jak najbardziej! Ale nadal nie rozumiem, dlaczego nie można budować takiej relacji, kiedy stosujemy np. prezerwatywy. (o pigułkach się nie wypowiadam, bo uważam, że to koszmarne świństwo). Mi się wydaje, że to można rozpatrywać tylko w skali całego związku, a nie konkretnych zbliżeń. To znaczy też, ale decydująca powinna być jednak ta druga perspektywa – tak jak napisała abeba. Po prostu są w życiu małżeństwa takie okresy, kiedy absolutnie na dziecko sobie pozwolić nie można (np. tuż po porodzie) i nikt mnie nie przekona, że współżycie, nawet przy stosowaniu npr, jest wtedy podejmowane z „nadzieją na przekazywanie życia”, a druga osoba nie jest kimś „niebezpiecznym, kto grozi wciągnięciem w niechcianą ofiarę”.
Novva – to o mistyce było raczej luźnym skojarzeniem i nie miało właściwie związku z Tischnerem.
|
|
Powrót do góry |
|
|
kajanna
za stara na te numery
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 4032
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 12:46, 31 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
novva napisał: |
Dlaczego ten fragment mi się tak spodobał, że go Wam zacytowałam? Bo jest bardzo bliski temu, czego doświadczałam w kontakcie z moim mężem w tych chwilach, kiedy zdarzało nam sie kochać w czasie "ryzykownym", a jednocześnie przynajmniej ja nie chciałam miec jeszcze dziecka. Dokładnie to myślałam - wciąga mnie w coś, czego nie chcę, zniszczy mi życie, będę zaraz wściekła na siebie i na niego. Jak przy takim myśleniu można mówić o miłości i prawdziwym spotkaniu osób, nie mam pojęcia! To jest właśnie doświadczenie ambiwalentne - kocham go, potrzebuję, chcę i nim być, ale jednocześnie nie chcę, żeby coś było nie tak, jak ja sama zaplanuję! Kocham go i odpycham jednocześnie. |
Novva, ja to bardzo dobrze rozumiem. Też mi się zdarzały takie chwile i wiem, że brakuje mi ufności, że mogłabym trochę odpuścić tę chęć kontrolowania wszystkiego.
Ale jak już napisałam, ja nie widzę dobrego wyjścia. Tzn. dla siebie prywatnie może i widzę, ale w świetle nauki Kościoła nie bardzo.
Odnośnie tego, co napisałaś - czy to znaczy, że masz nie mieć prawa do tych odczuć? Nie chcieć akurat teraz dziecka? Bo jeśli nie chcesz, to nie powinnaś decydować się na współżycie, tak? Ale czy wtedy małżonkowie nie odczuwają mimo to ambiwaletnych uczuć wobec siebie? (pisałam o tym w poprzednim poście).
To jest dla mnie nie do pogodzenia.
Paradoksalnie unikam takiej emocjonalnej huśtawki własnie wtedy, kiedy w ryzykownej sytuacj użyję prezerwatywy. Wtedy się nie zadręczam, nie boję, a jak jednak w ciążę zajdę, no to widać siła wyższa.Nie będzie to dla nas tragedia. (piszę o przeszłości, bo teraz to się staramy )
Ostatnio zmieniony przez kajanna dnia Czw 12:55, 31 Sie 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
abeba
Gość
|
Wysłany: Czw 16:56, 31 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
jesliprzyjąć interpretację, że fragment ten wyraża napięcie, które antykoncepcja usuwa, to (tak jak kajanna) uważam że NAJlepiej oddaje on uczucia małzonków nietrawiących NPR, żle znoszących II fazę llub nieufających nawet i III. Taka dychotomia, sprzeczne uczucia - to własnie silnie mi bije z NPRu!
|
|
Powrót do góry |
|
|
to ja mateola
Gość
|
Wysłany: Czw 17:49, 31 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
kajanna napisał: | Uff, wreszcie działa! Napisałam tego posta rano, a potem już nie mogłam się zalogować.
mateola napisał: |
Ta możliwość doświadczania jednoznacznych uczuć - bez ambiwalentnego przyciągania-odpychania, ma dla mnie bardzo duże znaczenie przy stosowaniu npr. |
A co z II fazą? Zwłaszcza jeśli jest długa, albo się przeciąga i właściwie nie wiadomo, kiedy wreszcie będzie ten cholerny skok? Przeczytałam sobie jeszcze raz uważnie ten fragment i rzeczywiście, trudno nie odmówić mu racji, bardzo to wszystko pięknie, ale ja nie widzę alternatywy, a przynajmniej nie jest nią dla mnie npr z długimi (u mnie około dwudziestu kilku dni, a bywa i dłużej) okresami wstrzemięźliwości.
Przecież ten zacytowany przez novvę fragment idealnie opisuje przeżycia małżonków w okresie wstrzemięźliwości – ambiwalentne odczucia, przyciąganie-odpychanie, pragnienie zbliżenia, które nie może być zaspokojone, fale czułości i agresji, postrzeganie drugiej osoby jako zagrożenia. Gdzie tu jest otwarcie na drugą osobę? |
Ambiwalentne odczucia "przyciąganie-odpychanie" to ja przeżywałam podczas stosowania gumek. To była postawa: "pragnę cię, kocham cię, ale bez tego jednego elementu (twojej płodności, a dosłownie: spermy)".
Czy mąż miał takie odczucia... on chyba nie wnika tak głeboko w te sprawy, dla niego to w ogóle jest dużo prostsze, choc też docenia , ze nie trzeba sprawdzać, uważać itd.
W fazie II seksa u nas niet, więc płodność nie jest dla nas "zagrożeniem". W fazie niepłodnej możemy się w tym seksie zatracić, zapomnieć, do końca - i bardzo to sobie cenię.
|
|
Powrót do góry |
|
|
kajanna
za stara na te numery
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 4032
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 17:58, 31 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
mateola napisał: | W fazie II seksa u nas niet, więc płodność nie jest dla nas "zagrożeniem". W fazie niepłodnej możemy się w tym seksie zatracić, zapomnieć, do końca - i bardzo to sobie cenię. |
No właśnie o to mi chodziło - w II fazie seksu niet, stąd właśnie odpychanie-przyciąganie, bo miałoby się ochotę, a nie można.
Nie chciałabym być wścibska, ale możesz odpowiedziec, czy zupełnie tego nie odczuwacie?
|
|
Powrót do góry |
|
|
to ja mateola
Gość
|
Wysłany: Czw 18:02, 31 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
kajanna napisał: | mateola napisał: | W fazie II seksa u nas niet, więc płodność nie jest dla nas "zagrożeniem". W fazie niepłodnej możemy się w tym seksie zatracić, zapomnieć, do końca - i bardzo to sobie cenię. |
No właśnie o to mi chodziło - w II fazie seksu niet, stąd właśnie odpychanie-przyciąganie, bo miałoby się ochotę, a nie można.
Nie chciałabym być wścibska, ale możesz odpowiedziec, czy zupełnie tego nie odczuwacie? |
Nie odczuwamy? Skąd taki pomysł?
|
|
Powrót do góry |
|
|
kajanna
za stara na te numery
Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 4032
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 18:08, 31 Sie 2006 Temat postu: |
|
|
No to ja nie rozumiem...
Przecież napisałaś, że wtedy płodność nie jest dla was "zagrożeniem".
Jeśli nie jest, to dlaczego nie współżyjecie?
Przecież mi własnie chodziło o to, że ten fragment z Tischnera wprawdzie ma sie odnosić do sytuacji, kiedy stosujemy antyki, albo wspołżyjemy, ale czujemy wewnętrzny lęk przed poczęciem, a moim zdaniem doskonale opisuje właśnie stosunek małżonków do siebie w II fazie.
Zgodzisz się ze mną?
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Forum ..................NPR - Naturalne Planowanie Rodziny................ Strona Główna
-> Inne problemy z npr Idź do strony Poprzedni 1, 2, 3, 4, 5, 6 Następny
|
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni 1, 2, 3, 4, 5, 6 Następny
|
Strona 4 z 6 |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 - 2005 phpBB Group
Theme ACID v. 2.0.20 par HEDONISM
|