|
..................NPR - Naturalne Planowanie Rodziny................ ...........czyli seks bez antykoncepcji. Pytania, wątpliwości, stosowanie..........
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Niania
Site Admin
Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 7927
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 14:39, 29 Gru 2006 Temat postu: o tym co złe w pieszczotach w II fazie i pożądliwości.... |
|
|
O współżyciu i czystości małżeńskiej
Chciałbym w tym artykule skomentować fragment jednego z listów, który - jak sądzę - odzwierciedla pytania i problemy wielu małżeństw. Czytelniczka, nazwijmy ją Agnieszka (nie jest to jej prawdziwe imię), pisze: "Bóg zawsze był mi bliski i za łaskę z Jego strony uważam to, że przeczytałam Wasz artykuł, chociaż przewrócił on całe moje życie do góry nogami. Nie stosowaliśmy z mężem środków antykoncepcyjnych, a dni płodne określam od lat metodą objawowo-termiczną. Jednak podczas dni płodnych nie zachowywaliśmy całkowitej wstrzemięźliwości seksualnej. Pieściliśmy się nawzajem aż do całkowitego zaspokojenia. Zawsze uchodziliśmy za wyjątkowo dobraną parę. I naprawdę uważaliśmy, że bardzo się kochamy, a każde zbliżenie wypływało z miłości. [...] Mąż nie widzi żadnego logicznego wytłumaczenia, aby zachowywać całkowitą wstrzemięźliwość w czasie moich dni płodnych. Twierdzi, że właśnie dlatego, że mnie kocha, chce mnie przytulać, czuć moje ciało, być blisko mnie i dotykać. A konsekw-wencją tej bliskości jest rosnące w nim podniecenie. Nie widzi nic złego w tym, aby zaspokajać się pieszczotami, bo to wypływa z miłości i oddania, a jednocześnie przybliża nas do siebie, coraz bardziej umacnia naszą miłość i wierność sobie nawzajem."
Zło jednych grzechów jest oczywiste, innych zaś mniej.
Oceniając np. kradzież, pobicie, zabójstwo, pijaństwo itp. nie mamy wątpliwości, że popełniono grzech. Czasami jednak zaciera się nam granica między dobrem a złem. Nie zawsze zło moralne jest oczywiste w naszych oczach (zawsze jest oczywiste w Bożych oczach). Mówimy np.: "Ale ja (my) - przecież nikomu nie szkodzę". Przekraczanie norm moralnych danych przez Boga przynosi zawsze, wcześniej czy później jakąś szkodę, rani nas, niszczy. Grzech niszczy człowieka! Ze złem moralnym zawsze powiązane jest cierpienie, które ujawni się prędzej czy później . Przykazania Boże zostały nam dane nie po to, aby nas ciemiężyć, "ograniczać wolność" itp., lecz aby uchronić nas od cierpienia, a wskazać drogę do szczęśliwego, pełnego życia. Bóg nasz - dobry, troskliwy, a równocześnie wszechwiedzący Ojciec - wie jak mamy żyć, aby to życie było szczęśliwe już tu na ziemi, a po śmierci stało się doskonale szczęśliwe na całą wieczność.
Kościół, kiedy naucza oficjalnie w sprawach moralnych, nie głosi prywatnych teorii księży, biskupów czy papieży, ale przekazuje Bożą wolę, a później, nie zmuszając nikogo do jej pełnienia, może tylko modlić się usilnie, aby została ona przyjęta. Wie, że człowiek nie zdoła jnaczej osiągnąć prawdziwego szczęścia, którego pragnie całą swą istotą, jak tylko zachowując Boże prawa. Człowiek w swojej wolności może jednak odrzucić, pogardzić Bogiem - swoim dobrym Ojcem.
Ważne, byśmy uwierzyli (skoro nazywamy się wierzącymi) w miłość Boga i Jego Kościoła do nas także wtedy, kiedy naucza prawdy trudne do zrozumienia czy wypełnienia. Mówią niektórzy, że nie zgadzają się z tym, co naucza Kościół w sprawach etyki seksualnej. Czy mogą wiedzieć lepiej, niż Bóg? Może lepiej powiedzieć: "Nie rozumiem" i poszukiwać zrozumienia. Nie tyle czekać, aż ktoś nas przekona o słuszności nauki Kościoła, co samemu poszukiwać prawdy. Nie można też czekać z wypełnieniem Bożych przykazań aż do chwili ich zrozumienia. Konstruktywną postawę przyjęła p. Agnieszka. Jej list jest prośbą o wytłumaczenie pewnych zasad, które, po przeczytaniu artykułu, zdecydowała się z całą stanowczością spełnić. Postaram się wytłumaczyć poruszony problem jak najlepiej potrafię. Gdyby jednak nie udało mi się kogoś przekonać, nie znaczy to oczywiście, że istnieje jakaś niedoskonałość w nauce Kościoła, ale świadczy to wyłącznie o mojej własnej nieudolności.
Czy "zaspakajanie się pieszczotami" czyli tzw. petting, albo - mówiąc po prostu - wzajemna masturbacja, przybliża małżonków do siebie, "umacnia miłość i wierność sobie nawzajem"? Skoro sam seks umacnia miłość, można sądzić, że im więcej seksu, tym więcej miłości. Gdybyśmy poszli dalej za tym rozumowaniem, musielibyśmy dojść do wniosku, że ci małżonkowie, którzy współżyją ze sobą np. raz w tygodniu, miłują się mniej niż ci, którzy współżyją dwa razy w tygodniu, a ci z kolei mniej, niż współżyjący codziennie. Musielibyśmy także stwierdzić, że wraz z wiekiem, a więc maleniem aktywności seksualnej, zanikałaby również miłość małżeńska. Jak się to dzieje - można by także zapytać - że mimo niewątpliwego wzrostu aktywności seksualnej, w tym małżeńskiej, w ostatnich kilku dziesięcioleciach, wzrasta liczba rozwodów? Powinno być przecież odwrotnie!
W USA w roku 1950 rozpadało się w ciągu roku jedno na 36 małżeństw, a w 1995 jedno na 8. (Oblicza się - nawiasem mówiąc - że prawie połowa Amerykanów do lat dziewiętnastu przejdzie przez dramatyczne doświadczenie rozwodu swoich rodziców. Z tej liczby kolejna połowa przejdzie przez drugi rozwód. Czy to ma być wyraz miłości, której źródłem jest seks?). Można pójść jeszcze dalej w powyższym rozumowaniu. Skoro seks umacnia miłość, to należy zalecać przedmałżeńskie współżycie, a najlepiej w ogóle tzw. "wolną miłość". Gwiazdy pornograficznych filmów i panie lekkich obyczajów powinne być, w związku z tym, najbardziej kochającymi osobami na świecie... Oczywiście są to absurdalne wnioski. Nie każde działanie seksualne na jakie się ma ochotę umacnia miłość. Nie seks jest źródłem miłości, a więc sam z siebie nie pomnaża jej. A jednak współżycie seksualne może i powinno umacniać miłość małżeńską. Taki jest jeden z zaplanowanych dla niego przez Boga celów. Kiedy więc spełnia się ów cel, a kiedy nie? Umacnia miłość tylko takie działanie seksualne, które jest zgodne z wolą Bożą, z planem Bożym. Nie wszystko wolno małżonkom, bo nie wszystko jest dobre! Świadectwo zawarcia ślubu nie jest pozwoleniem na robienie wszystkiego, na co się ma ochotę. Jedno działanie seksualne może być Bogu miłe, błogosławione przez Niego, święte, inne zaś obrażające, bo grzeszne "...miłość jest z Boga" - pisze św. Jan (1 J 4, 7). Bóg jest źródłem miłości! Działanie wbrew Bogu oddziela od źródła miłości, a w konsekwencji rujnuje miłość małżeńską, a nie umacnia!
Masturbacja jest poważnym nieładem moralnym, bez względu na to, czy odbywa się przed zawarciem małżeństwa czy po, w samotności czy "z pomocą" kogoś. Ten ostatni przypadek - tzw. grzech Onana - opisuje Księga Rodzaju (30, 8-10).
Miłość. A co to właściwie znaczy: kochać współmałżonka? Mówi się obecnie coraz więcej o "kochaniu się z kimś", a coraz mniej o "kochaniu kogoś". To pierwsze wyrażenie oznacza - jak wiadomo - współżycie seksualne. Czyli miłość = seks, seks = miłość? Ośmielę się stwierdzić, że wielu ludzi, w tym małżonków, stawia znak równości między seksem-pożąda-niem, a miłością. To, że podoba mi się żona (mąż), że czuję do niej (do niego) fizyczny pociąg, że jest nam "dobrze ze sobą", że "kochanie" czy współżycie seksualne przynosi nam dużo przyjemności, wszystko to nie świadczy, że się kochamy czyli miłujemy. Miłość to nie to samo co fizyczny pociąg, cielesna atrakcyjność, pożądanie, przyjemność seksualna. Nie zadowalajmy się taką koncepcją "miłości"! Prawdziwa miłość to coś dużo, dużo więcej, albo nawet coś zupełnie innego.
Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Młode małżeństwo. Kochają się "do szaleństwa". Przez pierwszy "miodowy" rok wszystko idzie jak z płatka. Podobnie mija drugi rok. Ale później przychodzi tragedia. W wypadku samochodowym żona zostaje ciężko ranna. Z uszkodzonym kręgosłupem leży w szpitalu przez długie miesiące. Prognoza lekarzy jest nieubłagana: do końca życia pozostanie sparaliżowana. Młode małżeństwo! Czy rzeczywiście kochali się "do szaleństwa"? Albo było to może tylko zakochanie, zauroczenie, zafascynowanie ciałem, pożądanie? Czy małżonek uzna, że ma prawo do normalnego życia, także seksualnego? Czy znajdzie sobie kogoś innego? "Miłość nigdy nie ustaje" - pisze św. Paweł (1 Kor 13, . Prawdziwa miłość nigdy nie ustaje. Warto zastanowić się, co zrobilibyśmy w podobnej sytuacji. Nie można prawdziwie kochać bez wzoru miłości aż do ofiary na krzyżu, bez perspektywy życia wiecznego, bez jedności z Bogiem -jedynym źródłem miłości.
A jakie wzory relacji międzyludzkich proponują mass media? Mass media, a zwłaszcza TV pokazuje nam stale ludzi jak gdyby żywcem wyjętych z Listu św. Pawła do Tymoteusza: "A wiedz o tym, że w dniach ostatnich nastaną chwile trudne. Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, wyniośli, pyszni, bluźniący, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, niegodziwi, bez serca, bezlitośni, miotający oszczerstwa, niepohamowani, bez uczuć ludzkich, nieprzychylni, zdrajcy, zuchwali, nadęci, miłujący bardziej rozkosz niż Boga (2 Tym 3, 1-4). Weźmy to ostatnie, jakie trafne określenie: "miłujący bardziej rozkosz niż Boga". Dla "bohaterów" może 95% filmów pokazywanych w telewizji, a które z takim zainteresowaniem oglądają każdego dnia "wierzący w Chrystusa", ważniejsza jest rozkosz niż Bóg. Czy można się dziwić, że później tak wielu ma trudności ze zrozumieniem i praktykowaniem Bożych zasad dotyczących współżycia seksualnego? Czy nie czas zaprzestać tej auto-indoktrynacji przez wiele godzin dziennie? Dla swojego własnego dobra!
Czy "pieszczenie się nawzajem aż do pełnego zaspokojenia..." umacnia wierność sobie? Słyszę tutaj echo pokutującego wśród kobiet mitu, że męża trzeba stale zaspokajać seksualnie i robić to tak jak on tego chce, w przeciwnym bowiem wypadku znajdzie sobie kogoś innego, kto będzie to robił. Jest to mocno upokarzająca dla mężów teoria ponieważ zakłada, że reagują oni seksualnie jak zwierzęta w czasie rui, tzn. nie mają żadnego innego wyboru jak tylko pójść za każdym seksualnym impulsem. Człowiek to nie zwierzę! Ma wolną wolę i może przy jej pomocy sterować swoimi zachowaniami seksualnymi.
Niestety bywa, że w tym micie jest jakaś cząstka prawdy. Niektórzy mężczyźni stali się bowiem tak uzależnieni od seksu jak można być uzależnionym od alkoholu czy narkotyków. Spełnianie przez żonę wszelkich zachcianek seksualnych męża, bez liczenia się z zasadami moralnymi, prowadzi właśnie do uzależnienia. Taka bowiem "dbałość" o potrzeby męża rozbudza w nim pożądanie, nad którym może w końcu stracić kontrolę. (Mogło to już nastąpić w okresie przedmałżeńskim). Współżycie małżonków ma być wyrazem miłości a nie pożądania. Pożądanie trzeba umieć wziąć w karby, poskromić, "uśmiercić" - jak mówi św. Paweł: "Zadajcie więc śmierć temu | co przyziemne w waszych członkach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, złej żądzy..." (Kol 3, 5). A cóż znaczą słowa: "A ci, którzy należą do Chrystusa Jezusa, ukrzyżowali ciało swoje z jego namiętnościami i pożądaniami" (Gal 5, 24)? Kiedy to czynić, skoro nigdy nie zachowuje się wstrzemięźliwości? Potrzebna jest okresowa wstrzemięźliwość; czas uczenia się panowania nad sobą, krzyżowania namiętności, poskramiania ciała, abyśmy to my byli jego panami, a nie ono naszym.
Pożądanie jest złem. Przez jego prymat stopniono zaczyna się widzieć w małżonce głównie - jeśli nie jedynie - ciało. Traktuje się ją jako narzędzie do zaspokajania nieopanowanej namiętności. Współżycie staje się stopniowo coraz bardziej bezbarwne, płytkie, mechaniczne,jak każdy nałóg. Czyż mało kobiet cierpi przez to, że ich mężowie stali się niewolnikami seksu?
Dużo seksu w małżeństwie wcale nie umniejsza prawdopodobieństwa zdrady! Seks nie zawsze wzmacnia miłość, może też umacniać pożądliwość, a tym samym zwiększa prawdopodobieństwo zdrady. Pożądanie bowiem ma tendencję do rozrastania się. Pożądanie jest przecież nienasycone, szuka wyuzdania, szuka nowości, "uśmierca miłość". Potrzebne jest małżonkom zachowanie okresowej wstrzemięźliwości. Uczy ona panowania nad sobą. O owocach owej umiejętności samokontroli pisze papież Paweł VI w encyklice "Humanae vitae": "...to opanowanie, w którym przejawia się czystość małżeńska, nie tylko nie przynosi szkody miłości małżeńskiej, lecz wyposaża ją w nowe ludzkie wartości. Wymaga ono wprawdzie stałego wysiłku, ale dzięki jego dobroczynnemu wpływowi, małżonkowie rozwijają w sposób pełny swoją osobowość, ubogacają się o wartości duchowe. Opanowanie to przynosi życiu rodzinnemu obfite owoce w postaci harmonii i pokoju oraz pomaga w przezwyciężaniu innych jeszcze trudności, sprzyja trosce o współmałżonka i budzi do niego szacunek, pomaga także małżonkom wybyć się egoizmu, sprzeciwiającemu się prawdziwej miłości oraz wzmacnia w nich poczucie odpowiedzialności. A wreszcie dzięki opanowaniu siebie rodzice uzyskują głębszy i skuteczniejszy wpływ wychowawczy na swoje potomstwo..." (21).
.......................................
i co?
myślę że autor zapomniał że róewnież kobieta chce tych pieszczot w II fazie.. nie tylko męzczyzna... no ale można też czytać ten artykuł jako -łam zamiast -łem jako -one nie -oni....
i jakie Wasze wnioski
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
kukułka
za stara na te numery
Dołączył: 19 Gru 2006
Posty: 25854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:24, 29 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Skoro sam seks umacnia miłość, można sądzić, że im więcej seksu, tym więcej miłości. Gdybyśmy poszli dalej za tym rozumowaniem, musielibyśmy dojść do wniosku, że ci małżonkowie, którzy współżyją ze sobą np. raz w tygodniu, miłują się mniej niż ci, którzy współżyją dwa razy w tygodniu, a ci z kolei mniej, niż współżyjący codziennie. Musielibyśmy także stwierdzić, że wraz z wiekiem, a więc maleniem aktywności seksualnej, zanikałaby również miłość małżeńska. Jak się to dzieje - można by także zapytać - że mimo niewątpliwego wzrostu aktywności seksualnej, w tym małżeńskiej, w ostatnich kilku dziesięcioleciach, wzrasta liczba rozwodów? Powinno być przecież odwrotnie!
tO ROZUMOWANIE TO SYLOGIZM. Zwłaszcza pierwsze zdanie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
gam
za stara na te numery
Dołączył: 22 Sie 2006
Posty: 5086
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 20:57, 29 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Nie stosowaliśmy z mężem środków antykoncepcyjnych, a dni płodne określam od lat metodą objawowo-termiczną. Jednak podczas dni płodnych nie zachowywaliśmy całkowitej wstrzemięźliwości seksualnej. Pieściliśmy się nawzajem aż do całkowitego zaspokojenia. Zawsze uchodziliśmy za wyjątkowo dobraną parę. I naprawdę uważaliśmy, że bardzo się kochamy, a każde zbliżenie wypływało z miłości. [...] Mąż nie widzi żadnego logicznego wytłumaczenia, aby zachowywać całkowitą wstrzemięźliwość w czasie moich dni płodnych. Twierdzi, że właśnie dlatego, że mnie kocha, chce mnie przytulać, czuć moje ciało, być blisko mnie i dotykać. A konsekw-wencją tej bliskości jest rosnące w nim podniecenie. Nie widzi nic złego w tym, aby zaspokajać się pieszczotami, bo to wypływa z miłości i oddania, a jednocześnie przybliża nas do siebie, coraz bardziej umacnia naszą miłość i wierność sobie nawzajem." [/i] |
.... do tego momentu czytałam z przyjemnością i nawet mi się podobało , potem już mniej i mniej i mniej....
Jaki to wniosek, że ci co kochają się raz w tygodniu darzą się mniejszym uczuciem niż ci co kochają się codziennie, jaka to zależność, żadna.
Właśnie KK powinien zastanowić się nad tym dlaczego jest coraz więcej rozwodów, jak okazać miłość współmałżonkowi jeżeli nagle tego zapragniemy w II fazie, co przez te kilkanaście dni czasem kilkadziesiąt w dowód miłości mamy sobie tylko parzyć rano kawkę......
na lmmie kiedyś opisywałam przypadek znajomych których małżeństwo z 10 letni stażem rozpadło się właśnie przez npr, chłop nie wytrzymał II faz które ciągnęły się tygodniali a że żona była ortodoksyjna i nawet palcem się dotkąć nie mogli w tym czasie skończyło się na zdradzie..... przykre ... ona bez męża, dzieci bez tatusia za to z przyrodnim rodzeństwem......
jasne, można powiedzieć , że może to nie było prawdziwe uczucie ze strony męża, może były jeszcze inne przyczyny ale jeżeli to właśnie npr przepełniło ten kielich i w ostateczności popchnęło faceta w ramiona innej kobiety, czy nie warto było dla ratowania małżeństwa, dla dobra dzieci przytulić się do męża w II fazie i pokazać mu że kocha się go nie tylko w III fazie, a w II fazie inaczej nie jak brata czy przyjaciela......
Uważam, że w dzisiejszych czasach odwagą wykazują się ci co zawierają związki małżeńskie przed obliczem Boga nie w USC, kiedy w modzie jest życie w konkubinacie na O! Zgrozo! prawach rodziny, instytucja małżeństwa kościelnego staje się zagrożona z każdym dziesięcioleciem i pewnie będzie co raz gorzej, staje się staroświecka, zbyt wymagająca, zbyt wiążąca, naturalnym procesem dla ratowania (nie odstraszania! zakazami i nakazami) będzie poluzowanie cugli, właśnie w sferze kontaktów intymnych małżonków również w II fazie, na dzień dzisiejszy to pewnie jeszcze utopia ale jak dla mnie w perspektywie rzecz bardziej realna. KK pewnie stanie się bardziej elastyczny inaczej przyjdzie nam założyć moherowe berety.......
Ostatnio zmieniony przez gam dnia Śro 13:18, 01 Kwi 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Frejda
za stara na te numery
Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 2800
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 21:22, 29 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Nianiu, bardzo sie ciesze, że poruszyłaś kwestię pieszczot w II fazie.
W trakcie naszych dysput o npr, niejednokrotnie myslałam nad tym , jak bedzie na nami po ślubie. I własnie pomyslałam sobie, że gdyby pieszczoty w II fazie były dopuszczone to w sumie byłoby OK
A co do artykułu to jest to zbiór sloganów, które czytamy zawsze jako odpowiedź przy tego typu pytaniach. Kto to pisał? Pewnie jakiś duchowny?
Zgadzams ie z dziewczynami, wywód Cytat: | Skoro sam seks umacnia miłość, można sądzić, że im więcej seksu, tym więcej miłości | jest chory i najbradziej mnie zdenerwował . Frejda
|
|
Powrót do góry |
|
|
Niania
Site Admin
Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 7927
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:35, 29 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
masz rację gam..
a ja przyczepię sie do zwrotu:
Cytat: | Pożądanie jest złem. |
Pożądanie czy pożądliwości? Pożądliwości gani św Paweł - bo są złe, bo jest się zachłannym, egoistycznym, samolubnym i niskim....
ale pożądanie? czym jest? ośmielam się twierdzić że cechą wrodzoną - tak jak kotki mają ruję tak i ludzie mają pożądanie - po to by się rozmnażali... czy Bóg stworzyłby i dał nam coś złego?
Nadmierne pożadanie - może być złem - tak jak i nadmierne jedzenie... ale samo w sobie złem nie jest..... źle myślę?
śmiem twierdzić że gdyby wyeliminować pożadanie - to małżeństwo współżyłoby tylko wówczas kiedy chciałoby mieć dzieci lub inne sposoby wyrażania miłości by się znudziły... to tak jakby wybór rodzaju cukierka w sklepie.... po co mam kupować droższy, sloro tak samo smakuje tańszy?
Ostatnio zmieniony przez Niania dnia Pią 21:40, 29 Gru 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gagusia
za stara na te numery
Dołączył: 04 Lip 2006
Posty: 5163
Przeczytał: 5 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 21:35, 29 Gru 2006 Temat postu: Re: o tym co złe w pieszczotach w II fazie i pożądliwości... |
|
|
Cytat: |
Pożądanie jest złem. Przez jego prymat stopniono zaczyna się widzieć w małżonce głównie - jeśli nie jedynie - ciało. Traktuje się ją jako narzędzie do zaspokajania nieopanowanej namiętności. Współżycie staje się stopniowo coraz bardziej bezbarwne, płytkie, mechaniczne,jak każdy nałóg. Czyż mało kobiet cierpi przez to, że ich mężowie stali się niewolnikami seksu?
|
dla mnie to jakaś absolutna bzdura! samo pożądanie bez miłości faktycznie wiedzie do traktowania instrumentalnego, ale w kochającym się małżeństwie?? co jest złego w tym, że pożądam mojego męża albo on mnie???
|
|
Powrót do góry |
|
|
Niania
Site Admin
Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 7927
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:44, 29 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Frejda - akurat z tymi pieszczotami w II fazie jest taki problem że się chce je zakończyc - czy to zbliżeniem normalnym czy przez seks oralny... a 1 prowadzi do poczecia bez gumy, 2 - jest grzechem.... i d. Jasia za przeproszeniem
|
|
Powrót do góry |
|
|
gam
za stara na te numery
Dołączył: 22 Sie 2006
Posty: 5086
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 21:45, 29 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Cytat: | co jest złego w tym, że pożądam mojego męża albo on mnie??? |
no właśnie, trzeba się cieszyć że tak jest, zwłaszcza po np. 10 latach małżeństwa i wzajemnego opatrzenia się, uwierzcie mi to sie wtedy bardzo liczy i należy to cenić a nie z tego rezygnować
|
|
Powrót do góry |
|
|
kukułka
za stara na te numery
Dołączył: 19 Gru 2006
Posty: 25854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 22:44, 29 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Wiecie co? mzoe nie pwoinnam tego tak na forum pisac, ale sądze, ze Kościól nie powinien się wpychac do łózka małżonkom. Z jednym zastrzeżeniem. powinien zakazywac zdrady. W jakiejkolwiek formie. I tego, co rani, krzywdzi druga osobę, a dokłądniej co powoduje, ze współmałzonek czuje sie skrzywdzony. bo jak na razie to wmawia sie ktolickim małzonkom ze są krzywdzeni, np przez antykoncepcję, kiedy wcale krzywdzeni sie nei czują. Myslę oczywiscie o małzonkach zdrowych emocjonalnie, zrównoważonych itd. I tyle.
A czy zastanawialiście sie, czemu protestanci mają "legalną" antykoncepcję? Mozę dlatego, zę nie mają celibatu? I..duchowni wiedza, o czym mówią, gdy mówią o seksie? I rzecz ciekawka, ze i rpotestanci i my to chrzescijanie. jaki z tego wniosek? Antykoncepcja nie ejst dla chrześcijańsrtwa kwestią kluczową. NB znam ks katolickiego, który tez jest zdania, ze Kosciół pod kołdrę wchodzic nie pwoinien małzęństwu. Żeby było jasne, ten ks nie ma eksomuniki ani nic w tym stylu. Ba, znam zakonnicę, która zapytana o jej prywatne zdanie tez twierdzi, ze antykoncepcja powinna być dopuszczona, z zastrzeżeniem, by nei szkodziła zdrowiu lub szkodziła jak najmniej (chodziło jej o dobrze dobrane tabletki).
|
|
Powrót do góry |
|
|
Niania
Site Admin
Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 7927
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 22:51, 29 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
kukułka napisał: | A czy zastanawialiście sie, czemu protestanci mają "legalną" antykoncepcję? Mozę dlatego, zę nie mają celibatu? |
ale Pulikowski jest żonaty i ma 3 dzieci...
kukułka napisał: | Żeby było jasne, ten ks nie ma eksomuniki ani nic w tym stylu |
bo tego nie naucza z ambony - tylko cichcem cichcem
a znalazłam jeszcze taki fragment:
Cytat: | Naturalne pragnienie bliskości cielesnej kochających się małżonków, choć w pełni niezaspokojone, musi być koniecznie zrekompensowane przez okazywanie sobie czułości. "Takiej czułości ogromnie wiele potrzeba w małżeństwie, w całym tym wspólnym życiu, gdzie przecież nie tylko «ciało» potrzebuje «ciała», ale przede wszystkim człowiek potrzebuje człowieka" (K. Wojtyła, Miłość i odpowiedzialność, s. 184). Czas powściągliwości jest nie tylko czasem umiarkowanego dystansu cielesnego, ale także, a nawet przede wszystkim, czasem rozmowy, budowania małżeńskiej przyjaźni. |
ergo= II faza - małżeństwo zapomina ż ejest małżeństwem i są przyjaciółmi
III faza - zapominają że są przyjaciółmi i są małżeństwem....
pewna schizofrenia nam się buduje
|
|
Powrót do góry |
|
|
Niania
Site Admin
Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 7927
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 22:55, 29 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
wreszcie znalazłam coś sensownego.... ale tylko do połowy
Cytat: | Radykalny dystans - smutne oblicze braku współżycia
Zdarza się czasami, że małżonkowie nie chcą w ogóle współżycia seksualnego albo przesadnie je ograniczają, nie tylko z powodu lęku przed poczęciem dziecka, ale w wyniku wielu problemów we wzajemnej komunikacji, nawarstwionych i zadawnionych urazów. Życie we dwoje staje się wtedy puste i smutne, naznaczone cierpieniem zamiast radością.
Zachowania paraliżujące miłość, choć wypływają z urazów lub lęków, znajdują pozorne wsparcie w zasadach moralnych, które małżonkowie katoliccy chcą zachowywać. Może nawet być tak, że głównym powodem podawanym współmałżonkowi na uzasadnienie oziębłości, radykalnego oddalenia od siebie, a nawet odrzucenia, stają się wymagania Kościoła. W takich przypadkach manipulacja moralnością katolicką, traktowanie jej jako parawan skrywający rzeczywiste motywacje, jest szczególnie szkodliwa. Małżonkowie przekonują siebie wzajemnie, że lepiej, ze względu na Boga, zrezygnować radykalnie i jednoznacznie z intymności, z wszelkiego rodzaju gestów, pieszczot, a nawet z czułości. Czułość przecież też bardzo łatwo może przerodzić się w zmysłowe pragnienie, trudne do opanowania. Wtedy jako jedynie moralny, zgodny z wolą Bożą, sposób życia widzi się unikanie siebie wzajemnie, spanie osobno, zasłanianie przed sobą swojej nagości, zrezygnowanie z pocałunków.
Wytworzony dystans oznacza oziębłość, oddalenie emocjonalne, życie w odosobnieniu. Siła do wytrwania we wstrzemięźliwości płynie nie z miłości, nie ze zgody na czekanie na upragnione współżycie seksualne, ale z niechęci do drugiej osoby, lęku przed pobudzeniem, współżyciem i poczęciem dziecka. Czym większy lęk, tym większy dystans. Im większe ryzyko pobudzającej bliskości, tym większa surowość moralna. Sens i wartość okresu powściągliwości zostaje wypaczony i sprowadzony przede wszystkim do wysiłku unikania siebie. Bycie z sobą oznacza uciekanie przed intensywnością wysyłanych i odbieranych bodźców seksualnych. Konsekwencją takiego podejścia są potem trudności uzyskania satysfakcji w czasie współżycia seksualnego w okresie niepłodnym. Nie można bowiem nagle przejść z zagrożenia w ufność, ze sztywności w spontaniczność, z zamknięcia w otwartość.
Szukanie złotego środka
Mając na uwadze wyżej sygnalizowane zagrożenia trzeba nauczyć się w okresie rezygnacji ze współżycia elastycznego poruszania się, oscylowania między bliskością a oddaleniem, intymnością a samotnością. Na tej drodze małżonkowie powinni unikać dwóch skrajności. Pierwszej - radykalnej rezygnacji z całkowitego obdarowywania się ciepłem, bliskością, intymnością i drugiej - regularnego poszukiwania bliskości i intymności poprzez zbyt intensywne, mocno rozbudzające pieszczoty.
Życie pokazuje, że znalezienie złotego środka nie jest łatwe. Sztuka ta może być dla niektórych małżeństw podobna do chodzenia po linie. Utrzymanie równowagi okazuje się bardzo trudne, a czasami wydaje się niemożliwe. Szczególnie wtedy, gdy pragnienie współżycia jest bardzo silne. Gdy jednak po okresie prób, błędów i grzechów uda się dobrze opanować sztukę równowagi, wzrośnie więź małżeńska, zwiększy się wzajemne zaufanie. Zanim to jednak nastąpi małżonkowie muszą dojrzeć w swojej miłości i dlatego nie powinni dramatyzować trudności seksualnych, pojawiających się właśnie w okresie wstrzemięźliwości. Nie mogą zrażać się porażkami, lecz ciągle, nieustępliwie uczyć się sztuki panowania nad siłą swoich zmysłów.
O. Ksawery Knotz OFM CAp. |
bo ludzie i po 10 czy 20 latyach małżeństwa nie dochodzą do złotego środka... i oscylują między miesiącami grzechu a miesiącami oziębłości....
|
|
Powrót do góry |
|
|
Frejda
za stara na te numery
Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 2800
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 23:20, 29 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Niania napisał: | Frejda - akurat z tymi pieszczotami w II fazie jest taki problem że się chce je zakończyc - czy to zbliżeniem normalnym czy przez seks oralny... a 1 prowadzi do poczecia bez gumy, 2 - jest grzechem.... i d. Jasia za przeproszeniem |
Nie no, czaje, Nianiu!
I ja właśnie o tym mówię. O pieszczotach zakończonych orgazmem, czyli neguje hasło "sprema w pochwie". Kościoł nazywa to małżeńską masturbacją, tylko po to żeby zohydzić.
ja uważam, że gdyby dopuszczono w II fazie tę , jak to ktoś kiedyś fajnie tutaj napisał, alternatrywną formę miłości, to byłoby ok. jak dla mnie
Frejda
|
|
Powrót do góry |
|
|
Niania
Site Admin
Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 7927
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 23:58, 29 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
a no to w porząsiu
patrzcie co jeszce wyniuchałam (chyba za długo siedzę w necie)
Cytat: | Wstrzemięźliwość zbliża nad do siebie
Mit: NPR niszczy małżeństwo przez brak bliskości fizycznej.
Prawda: NPR wspiera małżeństwo przez większe pragnienie bliskości fizycznej.
Jak dowodzą badania, małżonkowie stosujący NPR współżyją częściej niż przeciętne małżeństwo. Ta statystyka nie jest zaskoczeniem dla ks. Hogana, bo antykoncepcja niszczy miłość, a brak miłości to mniejsze zainteresowanie i rzadsze współżycie. "Jeżeli seks dla przyjemności porównamy do deseru - ile porcji lodów możesz zjeść w określonym czasie?" Żonaci mężczyźni stosujący NPR przyznają, że regularne zachowywanie okresowej wstrzemięźliwości może stanowić wyzwanie. Ale twierdzą, że powstrzymywanie się od współżycia sprawia, że bardziej doceniają akt małżeński, za każdym razem jest to jakby nowy miesiąc miodowy. A między okresami współżycia uczą się okazywać żonie miłość w inny sposób.
"Seks nie jest zawsze na wyciągnięcie ręki, dla twojej przyjemności i zadowolenia"- powiedział Scott Lash, od dziesięciu lat żonaty ze swoją sympatią ze studiów. "Przez te lata często musieliśmy stosować abstynencję. Nawet, gdy czasem byliśmy z tego powodu sfrustrowani, zawsze byliśmy przekonani, że to nam pomagało".
Vincent Dever z Kalifornii nazywa abstynencję "kształceniem w cnocie". Jego żona Faith uczy NPR. Na zawsze zapamiętali małżeństwo, które powiedziało, że okresy abstynencji ofiarowuje za kapłanów i siostry zakonne, zachowujących wstrzemięźliwość seksualną przez całe życie.
Bili Johnson przywołuje jeszcze inną, niespodziewaną korzyść z praktykowania okresowej abstynencji w NPR: on sam - dla swoich dzieci, które wkrótce będą nastolatkami - może posłużyć j ako przekonuj ący argument za zachowaniem czystości przedmałżeńskiej. "W ten sposób ja też ćwiczę się w panowaniu nad sobą" - mówi Johnson. "Gdy rozmawiam z dziećmi, nie wymagam od nich robienia tego, czego nie robię sam". |
takie bzdury ż eaż się płakać chce...
i myślą że się ludzie dadzą na to złapać..
ano dadzą.. ale do czasu kiedy przekonają się że to jest wersja idealistyczna jakiej na codzień nie ma...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tomek
z NPR za pan brat :P
Dołączył: 28 Lis 2006
Posty: 233
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Śląsk - obecnie: Dolny Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 1:38, 30 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Niania napisał: | takie bzdury że aż się płakać chce...
i myślą że się ludzie dadzą na to złapać..
ano dadzą.. ale do czasu kiedy przekonają się że to jest wersja idealistyczna jakiej na codzień nie ma... | Mam wrażenie, że chodzi właśnie o dążenie do ideału, świętość jako norma
|
|
Powrót do góry |
|
|
kukułka
za stara na te numery
Dołączył: 19 Gru 2006
Posty: 25854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 9:33, 30 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
"Brak miłosci - mniejsze zainteresowanie i rzadsze współzycie", kolejna bzdura (poza innymi oczywistymi), bo ztego wynika , ze czestsze współzycie+ większa miłosc, a to juz bylo gdizes negowane (pulikowski chyba)
A Pulikowski, zonaty z 3 dzieci, a gada bzdury, bo moze nie doświdczyl antykonc i jej skutki zna tylkoz teorii
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 - 2005 phpBB Group
Theme ACID v. 2.0.20 par HEDONISM
|