|
..................NPR - Naturalne Planowanie Rodziny................ ...........czyli seks bez antykoncepcji. Pytania, wątpliwości, stosowanie..........
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
pinky
posiadacz wiedzy tajemnej NPR
Dołączył: 16 Lut 2007
Posty: 1164
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: 51°17'N 22°52'E Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 18:40, 24 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Z tymi obiadami to czepiasz się szczegółów.
Sam widzę, jak juz teraz Frejda stara się, żeby mi dogodzić i czasami cos upichci
Widzę, że dla niej jako dla kobiety jest to ważne, żeby dbac o swojego meżczyznę. Zjedzenie żoninego obiadku to nie to samo co jedzenie na mieście.
Owszem, w narzeczeństwie myśli się o drugiej osobie, ale w małżeństwie jest już to obligatoryjne, wpisane w instytucję małżeństwa. W zasadzie całe życie podporządkowuje się w mniejszy lub większy sposób drugiej osobie. Wydaje mi się, że małżeństwo wymaga więcej kompromisów niz narzeczeństwo ( chociażby u kogo spedzamy swieta )
Ciekawe ile razy był na piwie, nie mówiąc Ci o tym?
Uważam, że trzeba zamknać pewien etap zycia, zanim rozpocznie sie kolejny. Tą dewizą kończę polemikę na ten temat.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
gosia
pierwszy wykres
Dołączył: 16 Cze 2006
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: BB
|
Wysłany: Czw 18:44, 24 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
pinky napisał: | gosia napisał: |
A co do pytań pinkiego, to nie obraź się ale wydają mi się dość dziwne, bo trochę na poziomie Pucusia (tzn Pana Pulikowskiego) i trochę jak do dzieci z gimnazjum
|
Uważasz, że podejmując decyzję o małżeństwie nie należy sobie postawić pewnych pytań?? Podobnie z resztą jak przy każdej ważnej decyzji??
Chyba po to dano nam rozum i wolną wolę, żeby ich używać, co? |
No tak, tylko, że większość z tych pytań nie ma znaczenia. Ile się znacie? Co z życiem studenckim? jak dla mnie ważne są pytania 3 i 4
pinky napisał: | A co do kwestii rozmowy z rodzicami, to wychodzę z założenia, że rodzice przeżyli trochę więcej niż ja i staram się wysłuchać ich opinii (z którą wcale nie muszę się zgadzać). Po to ma się m.in. rodziców, żeby służyli dobrą radą...
Stawianie się, bądź ignorowanie ich spostrzeżeń, zazwyczaj niesie mniej dobrego, a więcej tego złego. |
ja też wychodzę z założenia, że rodzice przeżyli więcej niż ja... ale w zupełnie innych czasach. Chcą dobrze, ale to nie znaczy, ze tak będzie dla mnie najlepiej, w końcu chyba sama wiem najlepiej co sprawi, że będę szczęśliwa
|
|
Powrót do góry |
|
|
gosia
pierwszy wykres
Dołączył: 16 Cze 2006
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: BB
|
Wysłany: Czw 18:51, 24 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
W takim razie zakończę polemikę słowami: nie zgadzam się z niczym co napisałeś.
|
|
Powrót do góry |
|
|
kukułka
za stara na te numery
Dołączył: 19 Gru 2006
Posty: 25854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:11, 24 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Pinky, bo zacznę podejrzewać, ze to mój maz pod twoim nickiem pisze. O tym piwie i odpowiedizalnosci za jedzenie męża U nas właśnie jest tak, jak Ty piszesz. I nam z tym dobrez. Od prawie 3 lat. czasem jemy cos "na szybko", ale to jednak nie to i są to sytuacje awaryjne. I u nas właśnie sa zonine obiadki i męzowskie naprawianie lodówki i wbijanie gwoździ. A piwa nie lubimy oboje:) I do rodziców i och zdania mamy jednak inne podejscie niz TY. Ale pod resztą sie podpisuję.
|
|
Powrót do góry |
|
|
fiamma75
za stara na te numery
Dołączył: 16 Cze 2006
Posty: 16715
Przeczytał: 3 tematy
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:16, 24 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
pinky napisał: | Zjedzenie żoninego obiadku to nie to samo co jedzenie na mieście. |
Taki żoniny obiadek to u nas rzadkość, wręcz ewenement W związku z tym chyba nie powinniśmy być małzeństwem
Zgadzam się generalnie z tym, co napisały Ola i Gosia.
W małżeństwie kompromisy są łatwiejsze niż w narzeczeństwie, bo jednak ludzie się zżywają ze sobą, coraz lepiej się znają i siłą rzeczy z czasem zaczyna być łatwiej.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Maria
Moderator
Dołączył: 08 Sty 2007
Posty: 8798
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Irlandia jak narazie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:19, 24 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
A mi bylo o wiele latwiej gotowac i cokolwiek w domu robic na studiach niz teraz. Zaczynam prace o 8, wracam o 19. Na zakupy i zrobienie porzadnego obiadu mam 1.5 godziny, przy czym generalnie to wracam wykonczona. M wraca o 20.30. Nie mamy nawet czasu by pobyc razem. Na studiach mielismyy tego czasu mnostwo. Razem z obiadkami, nauka i wszelkimi obowiazkami Naprawde.
Tak sobie mysle, ze gdyby przyszlo nam sie docierac w warunkach takich jakie mamy teraz...toooooo....ja nie wiem
A tak, to na ciezsze czasy znamy sie juz swietnie i wiemy co ignorowac by nie oszalec
ps. I tak oboje z M pracujemy o wiele krocej niz inni na tym forum
ps2. Tak Dona 1111 dni! Dzis M w domku siedzial, jak wrocilam z pracy to mnie mocno wysciskal z "okazji rocznicy"
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gagusia
za stara na te numery
Dołączył: 04 Lip 2006
Posty: 5163
Przeczytał: 6 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 20:01, 24 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
nie bardzo rozumiem z tym utrudnianiem życia studenckiego... ja prawie całe studia mieszkałam z moim mężem (wówczas jeszcze nie mężem ani nawet narzeczonym), on pracował i studiował zaocznie, a ja studiowałam, dostawałam kasę od rodziców i stypendium naukowe. nie przypominam sobie, żeby to wspólne mieszkanie coś mi utrudniało - chciałam iść z grupą na piwo po zajęciach to szłam, na plotki z koleżankami itd - bez problemu. jak on w trakcie weekendowych zajęć się chciał poudzielać towarzysko to też nie miałam nic przeciwko. nie zaznałam może beztroskich długaśnych wakacji, bo wszelkie wyjazdy były uzależnione od tego, czy mąż dostanie urlop i siłą rzeczy były krótkie, bez siedzenia np. miesiąc w jakiejś głuszy czy włóczenia się po Europie kilka tygodni, tego może trochę mi szkoda, ale też nikt nie powiedział, czy gdyby on studiował dziennie to czy 2/3 wakacji byśmy nie spędzali pracując na pozostałą 1/3...
tak naprawdę zmieniło się to, że swoje plany uzgadniałam z moim chłopakiem a nie z moimi rodzicami. pewnie jest inaczej, jak się na studia wyjeżdża z domu, może wtedy człowiek ma poczucie całkowitej niezależności , nie wiem tego, bo nie doświadczyłam. ale przecież małżeństwo to też nie kajdanki i to, że jedna osoba nie lubi piwa, nie znaczy, że druga ma sobie na nie nie pójść z jakimiś znajomymi. naprawdę nie miałabym problemu z tym, że mój mąż by się poszedł z kumplami upić, tak jak on nie ma problemu z tym, że ja gdzieś sama wychodzę. to się dopiero zmieniło teraz, jak mamy dziecko i to faktycznie jest bardzo duża zmiana
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dona
za stara na te numery
Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 12436
Przeczytał: 3 tematy
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Czw 20:26, 24 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Uwazam, ze niektórzy troche zagalopowali sie, mysląc ze małzenstwo, to tylko- finanse, kłopoty, gotowanie, pranie, obowiazki, ze to po prostu "kolejny etap zycia"..
A jakos o duchowym aspekcie tego wydarzenia to jakos "zapomniało sie"
(pinky, od kogo jak kogo ale od Ciebie w pierwszej kolejnosci spodziewałabym sie wypowiedzi w tym temacie)
zeby nie było tak z decyzja o małzenstwie, jak obecnie niektórzy maja z decyzja o dziecku....
czego my to nie musimy miec/sie dorobic, zeby w koncu pomyslec o dzieciach
podobnie z malzenstwem....
najpierw studia, praca, mieszkanie, no i mozna myslec o slubie..
(my to chyba w ogole nie powinnismy w takich warunkach byc malzenstwem, ani miec dziecka, bo ciągle wynajmujemy mieszkanie, nie mamy własnego)
ja jestem dowodem na to, ze mozna sobie dobrze poradzic na studiach będąc zona, mozna nie rezygnowac z "zycia studenciego"
Nie wiem, moze my jestesmy jakims wyjatkiem..
maz chodził z kumplami na piwo, tak jak chodził przed ślubem..
Nie doszło nam zadnych nowych obowiazków ponad to, co mielismy przed slubem mieszkając razem.., Chodzilismy na imprezy z innymi parami, bedąc juz malzenstwem..
(jedyna zmiana było to, ze miałam inne nazwisko, i to, ze moglismy spędzac w koncu swięta razem, choc i tak przed slubem tez spedzalismy juz swieta wspolnie u tesciów)
obowiazki zaczeły sie w momencie pojawienia sie dziecka, ale to juz było po studiach..
Wiadomo, ze istnieje ryzyko niespodziewanego poczecia.. ale to ryzyko ponosilismy tez i przed slubem..
Dla mnie naprawde malzenstwo było sakramentem, a nie kalkulacją, co teraz za obowiazki mnie czekaja jako zony.....
(hehe, moze jednak, jakie bede miała przywileje ,
no i w końcu życie bez grzechu....)
Jesli dwoje ludzi sie kocha, i ma w miare wzgledne warunki finansowe i mieszkaniowe, nie widze problemu, zeby brac slub na studiach!!
W naszym przypadku, to mąz nalegal na taki szybki slub.. ja oczywiscie miałam mnóstwo "ale.." A do tego mielismy przed soba dodatkowe schody, mogłabym rzec "schodziska" do pokonania.... w postaci bezwzglednej nieakceptacji mojego ówczesnego narzeczonego przez mojego ojca..
ale dzieki Bogu, wszystko sie jakos ułozyło...
troche to temat na inna historie....
|
|
Powrót do góry |
|
|
juka
za stara na te numery
Dołączył: 16 Cze 2006
Posty: 4578
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 20:34, 24 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
moi zdaniem nie chodzi o to Dona, żeby stwierdzić, że ślub na studiach to gwarantowane kłopoty, ale żeby rozważyć wszystkie za i przeciw.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jadzia
mistrz NPR-u
Dołączył: 01 Lis 2006
Posty: 750
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 20:41, 24 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za wszystkie odpowiedzi. Każda z nich jest dla mnie bardzo cenna. Wciąż się wahamy nad dwoma opcjami - ślub w tym roku lub za rok. Gdy sobie o tym wszystkim myślę, chyba najbardziej boję się niezaplanowanej ciąży. Już widzę triumfujących teściów "a nie mówiliśmy?". Bo o resztę jestem spokojna - studenckiego życia, cokolwiek to znaczy, nigdy nie prowadziliśmy na wielką skalę, nie jesteśmy typami "imprezowymi", siebie, swoich uczuć itp. jesteśmy pewni, jakby nie było znamy się prawie siedem lat.
Nie wiem, nie wiem, najgorsza jest decyzja...
|
|
Powrót do góry |
|
|
juka
za stara na te numery
Dołączył: 16 Cze 2006
Posty: 4578
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 20:43, 24 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
nie ma wyboru bez ryzyka
pomodlę się o właściwy dla ciebie
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jadzia
mistrz NPR-u
Dołączył: 01 Lis 2006
Posty: 750
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 20:52, 24 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Dziękuję, będę bardzo wdzięczna za modlitwę.
|
|
Powrót do góry |
|
|
kukułka
za stara na te numery
Dołączył: 19 Gru 2006
Posty: 25854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 6:15, 25 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
juka napisał: | moi zdaniem nie chodzi o to Dona, żeby stwierdzić, że ślub na studiach to gwarantowane kłopoty, ale żeby rozważyć wszystkie za i przeciw. |
Dokładnie tak. O duchowym aspekcie nie piałam, bo uznałam go za oxczywisty i to w końcu nie o niego pytała Jadzia.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dracena
posiadacz wiedzy tajemnej NPR
Dołączył: 01 Mar 2007
Posty: 1221
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 8:16, 25 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
pinky napisał: |
Dlatego, że po ślubie przybywa obowiązków. (Co z resztą potwierdzają niektóre przedmówczynie). Nawet ugotowanie obiadu to jako taki obowiązek i ta godzinka w kuchni przeleci. Jak jesteś studentem to zjesz po studencku parówki. |
Ja akurat nie miałam na myśli gotowania, bo gotuję rzadko, mąż je i tak w pracy, niezależnie od tego czy bierze obiad z domu, czy je w mieście, w moim przypadku to był wieczny remont bardziej niż takie "codzienne", bo ani pranie - bo pralka, ani zmywanie - bo zmywarka...
pinky napisał: | Student jako mąż, nie może już chociażby pójść sobie na browara po wykładzie (bądź zamiast), bo może akurat żona potrzebuje go. Mnie by zwyczajnie było głupio zostawić samą żonę w domu i iść na piwo (którego moja narzeczona nie lubi).
Udajecie, czy rzeczywiście nie widzicie "tego czegoś"... |
Ja bym powiedziała, że to zależy od związku - ja lubię, jak mężulo idzie na piwo ze swoimi znajomymi ze studiów czy pracy - ja z nim nie chodzę, bo ile można słuchać o programowaniu?? On nie ma nic przeciwko, jeśli ja idę po wykładzie na piwo (tęsknie wspominam czasy, kiedy można było! )... To akurat nie jest żaden argument.
"To coś", Pinky, leży gdzieś indziej, bo to, o czym piszesz, to są wyimaginowane problemy, będą duzo gorsze, uwierz.
Dla mnie, jak pisałam wyżej, raczej argumentem przeciw małżeństwu studenckiemu byłaby chęć zapewnienia spokojnego bytu, czyli dochodów, mieszkania, etc, bez konieczności opierania się na rodzicach. No i spokojne skończenie studiów, z określonym wynikiem.... mnie na tym zależało. Dlatego nie rozważaliśmy w ogóle możliwości pobierania się, dopóki każde z nas nie będzie miało przynajmniej jednego mgr.
A rodziców... trzeba słuchać, tylko czasem przemawiają przez nich nie tylko miłość, troska i szacunek dla nas. Niestety często jest to panika i coś, co nazwałabym niechęcią do wypuszczenia spod skrzydeł, albo niezgodą na fakt, że dziecko jest dorosłe. To się jakoś nazywa w psychologii zdaje się, ja to określam intuicyjnie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
kukułka
za stara na te numery
Dołączył: 19 Gru 2006
Posty: 25854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 8:40, 25 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
No, to jest pewna forma toksycznosci, taka postawa rodziców.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 - 2005 phpBB Group
Theme ACID v. 2.0.20 par HEDONISM
|