|
..................NPR - Naturalne Planowanie Rodziny................ ...........czyli seks bez antykoncepcji. Pytania, wątpliwości, stosowanie..........
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dona
za stara na te numery
Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 12430
Przeczytał: 4 tematy
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Czw 23:03, 11 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
tato
specjalnie dla Ciebie
patrz, człowiek uczy się całe życie...
Cytat: | Tajemnica spowiedzi
Tajemnica spowiedzi obejmuje nie tylko wyznane grzechy, ale też wszystko, co z okazji spowiedzi zostało powiedziane spowiednikowi, a ujawnienie tego sprawiłoby penitentowi przykrość. Stąd też nie wolno spowiednikowi słowami lub w jakikolwiek inny sposób w czymkolwiek naruszyć tego, co wyznał penitent (KPK kan. 983 § 1). Zachowanie tajemnicy spowiedzi obowiązuje wówczas, gdy kapłan nie mógł udzielić rozgrzeszenia. Nie wolno też naruszać tajemnicy spowiedzi w przypadku ochrony swojego życia. Tajemnica spowiedzi obowiązuje także po śmierci penitenta. Penitent mógłby jednak zwolnić spowiednika z zachowania tajemnicy. Zdarzyć się może, spowiedź odbywa się przy pomocy tłumacza. Tłumacz wówczas jest zobowiązany do ścisłego zachowania tajemnicy spowiedzi (KPK kan. 983 § 2). Naruszenie tajemnicy spowiedzi jest zagrożone sankcją karną. Spowiednik naruszający bezpośrednio tajemnicę spowiedzi sakramentalnej podlega karze ekskomuniki zarezerwowanej Stolicy Apostolskiej. W przypadku pośredniego naruszenia tej tajemnicy ma ponieść inną, mniejszą karę (KPK 1388 § 1). Również penitent w pewien sposób jest zobowiązany do tajemnicy. Nie powinien rozpowiadać tego, co usłyszał w konfesjonale. Także ci, którzy np. oczekując na spowiedź usłyszeli coś ze spowiedzi danej osoby, ze względu na miłość bliźniego, a także ze względu na pewne osobiste urobienie, takt, powinni zachować tajemnicę. |
źródło
[link widoczny dla zalogowanych]
Niemniej.... chyba znamienne sa tu słowa.."w pewien sposób", "nie powinien"....
|
|
Powrót do góry |
|
|
kukułka
za stara na te numery
Dołączył: 19 Gru 2006
Posty: 25854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 7:46, 12 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
Dona napisał: | abeba napisał: | zastanawiam się, dlaczego tak jest, że dana osoba ma prawo tak postepować jak postępuje? bo spotkała spowiednika X? a jakby mieszkała w innym regionie to by go nie spotkała |
a moze.. jakby taka osoba miała go spotkac.. to by spotkała.. bo juz by Pan Bóg tak pokierował wszystkim, zeby spotkała.... gdziekolwiek by nie mieszkała..... |
Własnie
Abebo, rozumiem Twój dramat, ale za Ciebie ze spowiednikiem Twoim nie pogadam.
|
|
Powrót do góry |
|
|
tato
mistrz NPR-u
Dołączył: 11 Cze 2006
Posty: 733
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 8:01, 12 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
Dona napisał: | Również penitent w pewien sposób jest zobowiązany do tajemnicy. Nie powinien rozpowiadać tego, co usłyszał w konfesjonale[/b]. Także ci, którzy np. oczekując na spowiedź usłyszeli coś ze spowiedzi danej osoby, ze względu na miłość bliźniego, a także ze względu na pewne osobiste urobienie, takt, powinni zachować tajemnicę. |
pomiedzy rozpowiadaniem a pomocą w trudnej sytuacji jest jednak spora różnica ... prawda ?
po drugie wprzypad kuksiezy obowiazuje prawo kanoniczne a w przypadku penitenta powiedzmy ... dobre obyczaje
|
|
Powrót do góry |
|
|
kukułka
za stara na te numery
Dołączył: 19 Gru 2006
Posty: 25854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 9:48, 12 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
Tato, ja już powiedziałam, co miałam do powiedzenia w tej sprawie. I koniec, kropka.
|
|
Powrót do góry |
|
|
milgosia
z NPR za pan brat :P
Dołączył: 18 Wrz 2006
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pią 10:27, 12 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
Dona, pisałaś po co codzienna modlitwa, po co msza święta w niedzielę, po co taki obowiązek...
A mnie się wydaje, że z modlitwą w życiu duchowym jest jak z oddychaniem - rzadko zauważa się jego przydatność, znaczenie jego "różnych sposobów" np. przez skórę, usta, nos, ale kiedy powierszchnia oddychania pomalutku, niezauważalnie się zmniejsza, to człowiek powoli umiera... w tym przypadku duchowo, nawet nie zauważając, kiedy ten proces się rozpoczął...
Takie biologiczne porównanie jest mi bardzo bliskie, ponieważ w listopadzie zmarł mój Tatuś, dużo czasu spędziłam z Nim w szpitalu na oddziale paliatywnym, widziałam, jak powoli ucieka z Niego życie, bo woda zbierala się w płucach... trwało to wiele dni, miesięcy, zanim doszło do takiego stanu, że nie było czym oddychać... Widzialam pana Józefa,
kolegę z pokoju mojego Taty, chorującego na raka płuc... paradoksalnie, dużo sprawniejszego od mojego Taty... u każdego ten proces przebiega inaczej, w innym tempie...
Z modlitwą jest podobnie jak z jedzeniem... musimy jeść, żeby żyć... człowiek bez jedzenia wytrzyma tylko dwa tygodnie... naprawdę! Widziałam na własne oczy w szpitalu pewnego starszego pana, który po prostu postanowił sobie, że umrze, i przestał jeść i po dwóch tygodniach umarł, mimo podawanej mu w szpitalu glukozy...
Nie wiem, ile wytrzyma "duchowo" czlowiek bez modlitwy, najgorsze jest to, że wydaje mu się, iż wytrzyma sporo, a tymczasem życie duchowe z niego ucieka... Bo rzadko kiedy dzieje się to nagle, częściej ten proces obumierania duchowego trwa wiele lat, niezauważalnie...
...Albo jak z małżeństwem.... jeśli małżonkowie ze sobą nie rozmawiają, nie komunikują się, nie mówią sobie na tysiąc różnych sposobów, że się kochają, że są sobie bliscy, nie dbają o to, aby się coraz lepiej rozumieć... to po jakimś czasie, po wielu latach ich relacja obumiera... i to jest dramat wielu małżeństw w średnim wieku... bo ważniejsze były dzieci, praca, budowa domu... dwie osoby, które żyją pod jednym dachem, a czują się wobec siebie obce... (typowy cytat: "Mój mąż juz mnie nie kocha, nie zauważa moich potrzeb, nie rozmawia ze mną, jak do niego mówię, a on w ogóle mnie nie zauważa!")
I ile czasu trzeba, aby odbudować taką relację, bo przez lata narosło wiele uprzedzeń względem siebie, przyzwyczajeń, które przeszkadzają być spontanicznymi, szczerymi, złych myśli, które kołaczą się po głowie, gdy próbuje się zacząć z małżonkiem nową, szczerą rozmowę... to jest mozolna, ciężka praca odbudować taką relację, nie zawsze jest to możliwe bez pomocy z zewnątrz... tak jak z modlitwą, z nawiązaniem osobistej relacji z Bogiem, z zauważeniem tego, że On naprawdę nas kocha i mówi nam to na tysiąc różnych sposobów, a my, obrośli w nasze wizje, stereotypy myślenia o Nim, szydercze myśli podsuwane przecież nie przez Anioła Stróża, nie potrafimy tego uslyszeć....
Nie darmo mówi się, że relacja małżeńska jest święta, bo jest odbiciem jedności z Bogiem...
Nie na darmo Msza Święta jest nazywana spotkaniem z Chrystusem... ścieżki do przyjaciół, którymi regularnie nie chodzimy, po prostu zarastają...
I wreszcie, w kontekście tego, co pisałam powyżej o jedzeniu.... nie na darmo Msza Święta ma formę uczty, posiłku po prostu... nie na darmo jest tam rozdawany Chleb, który nazywa się Chlebem Życia...
Może to wszystko trochę mało składnie napisane, pewnie trochę w tym patosu, ale moje życie ostatnio zmieszało się z mistyką, sporo napatrzyłam się na ludzi, którzy ciężko chorują i umierają i wiecie, może trochę odbiegnę od tematu i podzielę się jednym z takich doświadczeń, może i trudnym, ale dla mnie zupełnie niesamowitym...
Widziałam, jak różnie ludzie umierają, ale było coś takiego bardzo pocieszającego w wielu przypadkach... niektórzy z nich, wśród nich mój Tatuś, przeczuwali na jakiś krótki czas przed śmiercią, że odejdą... i stawali się tacy cisi, mieli w sobie takie jakby światełko, nawet nie wiem, jak to opisać, taki głęboki spokój... pamiętam taką jedną panią Ziutkę, bardzo wychudzoną po chemioterapii, taką żywą, nidgy bym nie powiedziała, że może być bliska śmierci, tyle w niej było życia...
Rozmawiałam z nią tylko raz, w przeddzień śmierci mojego Taty i - jak się potem okazało - także w przeddzień Jej śmierci... Co do mojego Tatusia, to już wiedziałam, że Jego czas się kończy, że ta noc może być ostania... i pamiętam, jak prosiłam panią Ziutkę o modlitwę za Niego, tak przy okazji, jak Jej przyniosłam jakiś sok, czy drożdzówkę, żeby się nie bał, a Ona miała takie dobre, uśmiechnięte oczy, i mówiła, żebym się nie martwiła, że na pewno będzie dobrze, bo Ktoś nad tym czuwa... A odeszła 3 godziny wcześniej niż mój Tatuś...
Ja myślę, że tacy ludzie otrzymują łaskę pewności, ktorej nam tak bardzo brakuje... i że od nich można wiele się uczyć, modlitwy, zaufania, powierzania się Bogu i po prostu tego, że On jest... Pamiętam, jak mój Tatuś uspokajał się, ilekroć przychodził ksiądz z Sakramentem Eucharystii, jak zasypiał spokojnie, gdy przyjął po raz kolejny Sakrament Chorych... To jest więcej, niż przeczucie, to jest taka przedziwna pewność, pewność Miłości, o której pisze psalmista: "Jak niemowlę u swej matki, tak dusza moja w Tobie Panie złożona(...)"
Zresztą... polecam forum onkologiczne na stronie [link widoczny dla zalogowanych]
poczytajcie różne historie... jak ludzie walczą z chorobą, jak zdobywają wiarę i walczą ze swoją niewiarą, z poczuciem bezsilności, pustki, jak kłócą się z Bogiem, i jak zwyciężają...
Przepraszam, że takimi osobistymi sprawami wyszłam w wątku, ktory zupełnie do tego nie pasuje. Ale to we mnie siedziało i przy okazji tematu modlitwy wypłynęło.
Nadzieji życzę wszystkim,
z chwilową wizytą
Milgosia
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dona
za stara na te numery
Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 12430
Przeczytał: 4 tematy
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pią 11:30, 12 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
milgosia napisał: | Dona, pisałaś po co codzienna modlitwa, po co msza święta w niedzielę, po co taki obowiązek...
|
nie wiem, czy takie pytanie zadałam
A jesli nawet takie wrazenie sprawiła moja wypowiedz, to było to cos na zasadzie pytania retorycznego...
chodziło mi raczej o intencje z jakimi spełniamy te "obowiazki"..
|
|
Powrót do góry |
|
|
milgosia
z NPR za pan brat :P
Dołączył: 18 Wrz 2006
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pią 12:14, 12 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
Podaję cytat. Już trochę ma, ale dopiero teraz przeczytałam w całości ten wątek.
Cytat: | Zastanawiam sie ostatnio...nad taka sprawa
jak "miła Bogu" jest ta nasza "ofiara" ( nie mówie o nikim konkretnym, tak uogólniam to).., to nasze przestrzeganie przykazan i zasad... jesli nie wynikaja one z miłosci do Boga własnie..
no bo staramy sie nie grzeszyc, ale w głebi serca czujemy, ze jesli Kosciół miałby inne stanowisko na ten temat, to dajmy na to, stosowanie antykoncepcji nie stanowiłoby dla nas zadnego problemu...
albo z Mszą swietą, gdyby przestała byc obowiązkowa, to bez zalu poswiecilibysmy ta niedzielna godzinke, na spacer albo zakupy,
bo uczestnictwo w niej to tylko odbębnienie, spelnienie nakazu niedzielnej mszy...
albo...
co z tego, ze ktos przykładnie codziennie klepie pacierz, bez zastanowienia sie co mówi....
ale przeciez.. codziennie się modli, spełnia zasadę, ze "kazdy dobry katolik powinnien codziennie sie modlic..."
jak dla mnie wazniejsza jest rzadsza ale szczersza rozmowa z Bogiem, taka własnymi słowami...i taka wynikajaca z potrzeby serca, a nie z tego ze... codzienie musisz odmawiac pacierz...
więc cos jest w tym "bezmyslnym trzymaniu sie zasad (...)" |
Ale OK , może niekoniecznie go dobrze zrozumialam . Proszę potraktować mój poprzedni post jako po prostu refleksję nt modlitwy, Mszy Św. i sensu regularnego uczestniczenia w Sakramentach.
Pa wszystkim, Milgosia
|
|
Powrót do góry |
|
|
abeba
Gość
|
Wysłany: Pią 21:19, 12 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
kukułka napisał: | Własnie
Abebo, rozumiem Twój dramat, ale za Ciebie ze spowiednikiem Twoim nie pogadam. |
Widzisz, ale ja już drugiego kapłana (raz w czasie spowiedzi, teraz powiedzmy zaczynamy kierownictwo duchowe) uświadamiam, co jest uważane za grzech smeirtelny. Ja nie umiem im zaufać jesli mówią jak ignoranci - "zakazane? pierwsze słyszę? powazna materia to jest zdrada a nie bliskość małżonków" No, fajnie, pięknie by było sie z takim kapłanem zgodzić i iść radośnie dalej. Ale ja nie potrafię, bo uważam że to oni sie mylą, ze nie znają HV i tak dalej.
Zeby było jasne: ci księża tweirdzą że w ogóle wolno, a nie że mi, moja osobista sytuacja wg ich rozeznania pozwala. Dlatego niepokoi mnie ich niewiedza (w sumie mają do niej prawo, to duszpasterze akademiccy, a nie od małżeństw, nie kazdy musi być specem od wszystkiego) i nie potrafię przyjąć ich pozwolenia za dobrą monetę.
I teraz co powiesz?
Co mi Bóg przez to chce powiedzieć?
To przyzwolenie? Czy próba mojego charakteru, czy nie pójdę na łatwiznę?
Katechizm się nie liczy, ważniejsze zdanie ksiedza XY?
Można trafić na wyrozumiałego kapłana, ale jeszcze trzeba mieć odwagę przeciwstawić swoją sytuację i swoje uczucia nauce Kościoła. Ja tej odwagi nie mam.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gagusia
za stara na te numery
Dołączył: 04 Lip 2006
Posty: 5163
Przeczytał: 5 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 21:48, 12 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
abeba, czy ty nie chcesz być przypadkiem świętsza od papieża? jeżeli dwóch kapłanów ci mówi, że to nie grzech śmiertelny, to po co się go doszukujesz? zamiast radośnie korzystać
|
|
Powrót do góry |
|
|
abeba
Gość
|
Wysłany: Pią 22:10, 12 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
gagusiu- przecież nie jedyna to wymysliłam! Nie można tego nazwać doszukiwaniem. Przede mną wymyslili to Wojtyła, Pulikowscy, Wołochowiczowie, Jankowiakowie, ojciec Knotz, Meissner, Salij, i stada użytkowników katolickich forów.
Zresztą materia jest sliska, cieżko o niej mówić w szczegółach. Mam wrażenie że ten drugi ksiądz chyba zrozumiał, ze ja uważam wszelkie wspołzycie w małżeństwie za grzeszne dopóki nie staramy sie o dziecko. To, zgadzam sie, pogląd zamierzchły.
|
|
Powrót do góry |
|
|
juka
za stara na te numery
Dołączył: 16 Cze 2006
Posty: 4578
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 22:17, 12 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
tak zamierzchłych poglądów jak abeba nie mam, to fakt , ale z różnymi interpretacjami tej samej sytuacji przez spowiedników się spotkałam. to mnie najbardziej wkurza- komu tu wierzyć? przecież nie można zmieniać interpretacji w zależności od pogody! z drugiej strony, jak spowiednik się myli i nie zna się na swojej robocie, że się tak trywialnie wyrażę, to już jego grzech, a nie mój
|
|
Powrót do góry |
|
|
abeba
Gość
|
Wysłany: Pią 22:24, 12 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
ale póki mam świadomość/przekonanie ze on sie myli, to już nie mogę na niego zrzucić odpowiedzialnosci
gdyby był dr hab. teologii małżeństwa i rodziny i zasypując cytatami z KKK i encyklik wyłożył że jest inaczej, to ok, zmienię zdanie. ale tak, mam poczucie że to on sie nei zna.
|
|
Powrót do góry |
|
|
serducho
pierwszy wykres
Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 2:56, 13 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
"z pewna taka niesmialoscia" - bo przeciez dopiero co dolaczylam, ale jednak pozwole sobie sprobowac dorzucic i moje trzy grosiki...
nie wiem dlaczego ale mam wrazenie ze abeba pisze o dwoch sprawach - przynajmniej mnie to tak wyszlo. 1. to "widmo" przeszlosci 2. sprawy terazniejsze.
co do widma przeszlosci - ja to zrozumialam tak: kiedystam zylam jak zylam, wiem ze to bylo zle, naprawilam i... i nic. tzn nie "czuje" Boga, nie wiem (??) czy mi wybaczyl czy nie...
i ja mialam podobne chwile w zyciu. wtedy ksiadz z ktorym rozmawialam mowil mi tak: nie wolno myslec w kategoriach : jak BOg mi takie cos mogl wybaczyc, skoro mnie samej jest ciezko wybaczyc. mowiac inaczej - nie wolno nam nie wierzyc w to ze Bog wybaczyl. jesli spowiedz byla wazna, dokonana wg wszelkich warunkow, szczera przed Bogiem, przemodlona, to nie ma bata - dostalas rozgrzeszenie - i juz do tego sie nie wraca. zle jest zbytnio ufac w milosierdzie, ale zle jest w nie w ogole nie wierzyc. sprawa "czucia" tego czy mi Bog wybaczyl czy nie to jest w ogole bardzo delikatna rzecz... ja bilam sie z soba wtedy straszliwie... ksiadz na spowiedzi kiedys bardzo mocno mi powiedzial: Szatan potrafi przyjac rowniez postac wyrzutow sumienia... wszystko co moze zrobic, by zniszczyc czlowieka i jego relacje z Bogiem podeptac, jesli mozliwe, juz w zarodku...
ja nie czulam obecnosci Boga. nie czulam radosci po spowiedzi, tego "uskrzydlenia", lekkosci... odchodzilam od kratek i... mysli wracaly. a co jesli... po jakims czasie juz nie potrafilam nawet sie modlic, bo mi to przypominalo gluchy telefon... wreszcie w przyplywie rozpaczy powiedzialam: Boze, po prostu zrob cos mi z tym. bo ja nie potrafie tak. oddaje ci to ze nie potrafie sie modlic, oddaje ci moje niedowiarstwo, moje niepokoje, leki i to wszystko co mnie teraz meczy...
i co sie okazalo? po jakims czasie trwania takiej beznadziei nagle odkrylam ze to juz sobie poszlo. powrocilo wrazenie bialej kartki po spowiedzi, jakas lekkosc...
i bardzo czesto mam wrazenie, ze im bardziej ja wierzgam i kombinuje, tym bardziej nic mi nie wychodzi. dopiero kiedy sie zatrzymam i w jakis sposob powierze sprawe Bogu - okazuje sie ze wyjscie bylo i to bardzo proste i jakze wspaniale... (wcale to nie jest takie fajne jak sie wydaje, bo dochodzi do tego ze ja niczego sama z siebie pewna byc nie moge, bo im bardziej jestem pewna tym bardziej nic mi nie idzie!)
sprawa wspolczesnosci natomiast... wychodzi mi na to ze masz jakis aktualny problem, ktory wg twojej wiedzy grzechem jest, a wg spowiednikow - nie. nie wiem gdzie mieszkasz, ale jestem pewna ze mozesz dotrzec do takich ludzi(ksiezy) , ktorzy by ci w tej kwestii pomogli... sa duszpasterstwa akademickie - nawet jesli nei jestes studentka (nie wiem?), wierze ze mozna do takich ludzi dotrzec i kwestie rozwiazac.
osobna sprawa - nie rozumiem czegos. skoro wiesz ze to jest grzech (jak przytaczasz "Wojtyła, Pulikowscy, Wołochowiczowie, Jankowiakowie, ojciec Knotz, Meissner, Salij, i stada użytkowników katolickich forów" - wg nich wszystkich jest to grzech), to najprosciej w swiecie byloby starac sie spod jarzma tego wydostac?
przepraszam jesli cos przekrecilam, zle zrozumialam, wypaczylam, obrazilam - nie mialam takiego zamiaru.
aha. i moje zycie wcale nie jest takie och i ach - zyje w takim srodowisku, w ktorym moja wiara jest wystawiana na ciagle proby z bardzo wielu stron (rowniez i od duchowienstwa) i zdarza mi sie watpic bardzo czesto, i gluchy telefon w modlitwie, i inne takie. ale nauczylam sie jednego chyba waznego czegos w trakcie tego mojego zycia: rozpaczliwie wszystko powierzac Bogu... czasem brzmi to moze i smiesznie - powierzam brak ufnosci, powierzam wierzganie sie moje...
|
|
Powrót do góry |
|
|
abeba
Gość
|
Wysłany: Sob 8:02, 13 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
serducho napisał: | dokonana wg wszelkich warunkow, szczera przed Bogiem, przemodlona, to nie ma bata - dostalas rozgrzeszenie - i juz do tego sie nie wraca. |
nie mogę być tego pewna, ani żalu (bo trudno takich rzeczy żałować, mogę tylko stwierdzac że obiektywnie łamałam przykazania), ani postanowienia poprawy - skoro cały czas poddawałam sie pokusie, nie zmienialismy swojego trybu zycia. I po slubie - nic sie nei zmieniło. Jak jest ochota - to zwycięża. Jak mam nie wracać do tego, skoro jestem z tym samym człowiekiem, tak samo go kocham i pożądam i cały czas jest to samo.
Cytat: | ksiadz na spowiedzi kiedys bardzo mocno mi powiedzial: Szatan potrafi przyjac rowniez postac wyrzutow sumienia... wszystko co moze zrobic, by zniszczyc czlowieka i jego relacje z Bogiem podeptac, jesli mozliwe, juz w zarodku... |
z tym się zgadzam, tego się boję.
Cytat: | ja nie czulam obecnosci Boga. nie czulam radosci po spowiedzi... po jakims czasie juz nie potrafilam nawet sie modlic, bo mi to przypominalo gluchy telefon... wreszcie w przyplywie rozpaczy powiedzialam: Boze, po prostu zrob cos mi z tym. oddaje ci to... |
I tu jest kluczowy punkt twojej wypowiedzi. to samo o co uparcie dopytuję rózne osoby które sobie radzą- a one nie są w stanie mi wytłumaczyć: jesli nie czułaś obecności Boga, głuchy telefon, rozpacz - to jakim cudem miałaś wolę oddania tego Bogu??? Ja tego nie porafię zrozumieć. Jak ja nie czuję obecności Boga to mam ochotę powiedziec "Boże, k..., odwal sie ode mnie, zabierz te swoje/moje wyrzuty sumienia i odczep się" a nie "oddaję Ci moje słabości, wierzę że cos z nimi zrobisz". Po prostu nie rozumiem skąd u ludzi w kryzysie wiara, że Bog im pomoże. Mi jej brak.
Cytat: | mozesz dotrzec do takich ludzi(ksiezy) , ktorzy by ci w tej kwestii pomogli... sa duszpasterstwa akademickie , wierze ze mozna do takich ludzi dotrzec i kwestie rozwiazac. |
przecież napisałam powyżej że byłam u duszpasterzy akademickich. ale oni się nie znają na wymaganiach dot. małżeństw, bo i skąd.
Cytat: | nie rozumiem czegos. skoro wiesz ze to jest grzech , to najprosciej w swiecie byloby starac sie spod jarzma tego wydostac? |
to ja nie rozumiem - z jakiego jarzma? tego grzeszngo postepowania?ale ja lubię robić to, co jest ocenaine jako grzech ciężki. musiałabym porzucić męża i zamknąć się w klasztorze
|
|
Powrót do góry |
|
|
serducho
pierwszy wykres
Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 14:34, 13 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
noi tu calkiem juz zdurnialam? nie zalujesz tego o czym wiesz ze grzechem jest, nie chcesz zaczac zyc inaczej - co wcale nie oznacza jak piszesz porzucenia meza i zamkniecia sie w klasztorze - bo ja sie za zakonnice jednak nie uwazam na ten przyklad - to po co probowac do spowiedzi chodzic w ogole? chcesz zmienic nauczanie Kosciola cyz cos? obecny papiez w Kolonii powiedzial: nie mozna sobie wybierac z chrzescijanstwa tego co nam pasuje a co nie pasuje odrzucac. albo w te albo nazad. no i czywiscie ze nie zaznasz spokoju sumienia, bo i niby w jaki sposob? skoro w grzechu trweasz i nie chcesz z niego wyjsc?? czy ja czegos jeszcze nie rozumiem moze?
a uwierz mi sa ksieza ktorzy znaja sie na na wymaganiach dotyczacych malzenstw. w duszpasterstwach akademickich. we WRoclawiu przynajmniej.
a co do tego jak sie wyrazilas - klucza mojej poprzedniej wypowiedzi - wiesz, sama nie wiem skad takie cos... to nie tyle wiara ze Bog pomoze, to raczej rozpaczliwa nadzieja, bo juz nikt inny nie pomoze wiec jeszcze zostal Bog... moze to, ze WIEM - rozumem ?? nie mam pojecia - ze ON MUSI BYC i On pomaga...
a takze to, ze w tych czasach pomocy szukalam. nie zakladalam rak, tylko szukalam. nie tu to tam, nie ten ksiadz to inny, kleryk, siostra zakonna, ratunku! po prostu CHCIALAM szukac pomocy. jesli Tobie sie nie chce (przepraszam ale tak rozumiem tekst:"Jak ja nie czuję obecności Boga to mam ochotę powiedziec "Boże, k..., odwal sie ode mnie, zabierz te swoje/moje wyrzuty sumienia i odczep się" ") to nie rozumiem tematu, nie rozumiem czego ty tak naprawde chcesz? czuc Jego obecnosc? czuc sie przez Niego kochana? a jak to chcesz uzyskac skoro grzeszysz swiadomie i nie chcesz sie z tego wyrwac? sorki ale dla mnie to logiczne jest: zrywasz wiezi z Bogiem, to i Go nie czujesz.
bo jesli czekasz na takie cudowne rozwiazanie typu: ja Bogu oddam siebie a on mi za to jak za czarodziejska rozdzka rozwiaze ten problem bez mojego w tym udzialu, to chyba nie tak. Bog cie nie wyrwie z czegos z czego Ty sama wyjsc nie chcesz. a mowie - jesli probujesz zmienic nauke Kosciola to raczej droga przed toba dluga i zmudna.
(znowu - jesli urazilam gdzies to przepraszam)
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Forum ..................NPR - Naturalne Planowanie Rodziny................ Strona Główna
-> Strefa gadania o wszystkim i niczym Idź do strony Poprzedni 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9 Następny
|
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9 Następny
|
Strona 7 z 9 |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 - 2005 phpBB Group
Theme ACID v. 2.0.20 par HEDONISM
|